Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwyk...
Cześć
i czołem!
Z
tej strony Paula – Leniwa Buła.
Bez
zbędnego pierdolamento i usprawiedliwień przejdę do rzeczy – a mianowicie, dziś
pokażę Wam, jak oszukiwać ludzi.
Brzmi
kontrowersyjnie?
Zatem
– zapraszam do czytania!
W
czerwcu skończyłam studia – pięknie się obroniłam i na początku lipca
wyjechałam do Ukochanego do Łodzi. Złapałam tam pracę w telefonicznym biurze
obsługi klienta w PGE Obrót S.A., dzięki czemu dowiedziałam się wielu
przydatnych rzeczy – jak liczyć zużycie prądu, za co dokładnie płacę (bo nie
tylko za zużyte kWh) i jak powinnam czytać faktury.
Teraz
jestem w Krakowie i szukam pracy. Niedawno, po zaaplikowaniu CV na jedną z
ofert dostępnych na stronie infopraca.pl skontaktowała się ze mną pani, w celu
zaproszenia na rozmowę. Pracodawca był określony jako „klient portalu” a nazwy
firmy nie udało mi się zapamiętać, oferta dotyczyła pracy biurowej.
Rozmowa
była przyjemna, choć przeprowadzona głównie w języku angielskim. Dowiedziałam
się z niej tylko, że poszukują ludzi, którzy zostaną menadżerami (oczywiście
począwszy od najniższych szczebli kariery), że firma zajmuje się marketingiem,
ma wielu klientów, siedziby w USA, Kanadzie, Afryce, Europie, od kiedy jest w
Polsce itp., lecz gdy wychodziłam, nadal nie wiedziałam, czym dokładnie
miałabym się zająć. Pani jednak uspokoiła mnie, że jeśli ten etap przejdę,
wszystkiego dowiem się w poniedziałek, na konkretniejszej rozmowie połączonej z
dniem próbnym.
W
poniedziałek ponownie pojawiłam się w siedzibie firmy. Już tutaj muszę
napomknąć, że wszyscy jej pracownicy byli… przesadnie mili. Przesadnie
optymistyczni, to aż kuło w oczy („Będziesz z nami pracować?! Ale super!
Piąteczka!”). Dodam również, iż wszyscy byli odstrzeleni jak choinka na święta –
eleganckie kostiumy, garnitury, krawaty. Nie powiem – robiło to wrażenie.
Po
słowach pani menadżer: „Dziś jest twój szczęśliwy dzień! Powodzenia!” zostałam
przedstawiona młodej dziewczynie, która miała wprowadzić mnie w temat.
Nieziemsko
zdziwił mnie fakt, że wraz z nią wyszłyśmy z firmy i udałyśmy się do tramwaju. Po
drodze dziewczyna zaczęła przeprowadzać ze mną rozmowę oraz pytać o wszelakie
rzeczy związane ze mną i moim życiem. Po chwili do nas chłopak, którego był to
drugi dzień próbny, pojechaliśmy do Nowej Huty i… zaczęliśmy chodzić po
mieszkaniach w celu namówienia lokatorów do podpisania umowy na nowego
sprzedawcę energii elektrycznej.
Wspominałam,
że przez trzy miesiące pracowałam w PGE?
Od
razu wiedziałam na czym ta praca polega – przez okres mojej pracy w energetyce
przynajmniej kilka razy dziennie miałam telefony od zrozpaczonych ludzi, którzy
nieopacznie podpisali umowę z innym sprzedawcą, co wiązało się z wszelakimi
komplikacjami – np. dostawali dwie osobne faktury (bo energia elektryczna
dzieli się na obrót, czyli sprzedaż, oraz na dystrybucję – czyli wszelaki
sprzęt, kable – w skrócie: dostarczanie prądu – dystrybucja zawsze jest
lokalna, załączam mapkę, obrót natomiast to wolny wybór klienta, choć
teoretycznie zawsze najlepsze warunki są, gdy obrót i dystrybucja są z jednej
firmy. Osoby, które obrót mają gdzie indziej, to tzw. „klienci chaszowi” –
wierzcie mi, po tym, co widziałam w PGE nigdy nie wpakowałabym się w takie
bajoro.
Warto
również zaznaczyć, jak idzie wywnioskować po mapce, mamy w Polsce kilku
głównych dystrybutorów energii, jednak istnieje sporo mniejszych firm, które „zajmują
się dostarczaniem energii od taurona/eneri/energii/RWE/PGE”, jak to ładnie się określają.
De facto, nie jest to kłamstwo, ale sugeruje, że jest to ktoś wysłany z wyżej
wymienionych firm, prawda?
Wracając
do meritum – z takiej firmy pochodziła moja nowa koleżanka. Jej celem było
namówienie jak największej ilości osób do podpisania umowy z nowym sprzedawcom.
Za każdą nową umowę pracownik dostawał od 30 do 55% jej wartości.
Jakich
chwytów używała firma, w której mogłam pracować?
1).
Powoływała się na wysyłany w zeszłym roku dokument, dotyczący „destabilizacji
rynku” (jak to fachowo brzmi!), czyli możliwości wyboru sprzedawcy.
2).
Pytała, czy klient odesłał dokument z gwarancją niezmienności cen. W 99%
odpowiedź brzmiała „nie” i tu następowało: „I właśnie dlatego do pana
przyszłam! Żeby wyjaśnić jak to działa!”. Sam fakt, że o tym wiedziała,
wzbudzał zaufanie. Była przy tym tak sympatyczna („Jaki śliczny piesek!”, „To
pana medale? Walczył pan?”, „O rety, jak ładnie pachnie!”), że zaraz czuło się
do niej sympatię.
3).
Jak wspomniałam wcześniej, w rozmowie absolutnie nie padło stwierdzenie, iż
przychodzi z konkurencji, tylko z firmy, która zajmuje się doprowadzaniem firmy
do Taurona.
4).
W celu dokładniejszego wyjaśnienia prosiła o fakturę, co było dość istotnym
elementem – dzięki niej mogła dowiedzieć się wszystkich niezbędnych danych o
kliencie, o taryfie, zużyciu, danych osobowych, cenach za kWh.
5).
Porównywała ceny z faktury do cen ze swojej firmy – de facto miało być o kilka
groszy taniej, jednakowoż…
·
Gdy pracowałam w PGE zrozumiałam, że
takie osoby często podają cenę netto, do której należy doliczyć podatek.
·
Cena za 1 kWh to nie tylko opłaty z obrotu,
lecz również te z dystrybucji, czyli de facto nie zdziwiłabym się, gdyby w
rzeczywistości wyszło drożej – w żadnym znanym mi przypadku z Łodzi klient nie
wyszedł lepiej na podpisaniu takiej umowy – może na początku było taniej, ale
gdy przyszła faktura rozliczeniowa… Płacz. Dodam również, że próbowałam
porównać ceny za sprzedaż z Taurona i firmy, której przedstawicielką była ta
pani, jednak na ich stronie w celu określenia kwoty trzeba wypełnić odpowiedni
formularz. Co ciekawe jednak, w formularzu tym podaje się swoje dane osobowe,
adres a nawet PESEL, brakuje w nim natomiast tak istotnych informacji jak:
zużycie roczne, dzienne, taryfa – czyli rzeczy niezbędnych do obliczenia
ewentualnych kosztów.
6). Musicie wiedzieć, że każda osoba,
która podpisała jakąkolwiek umowę poza siedzibą firmy, ma prawo do odstąpienia
od niej w przeciągu dziesięciu dni – bez podania przyczyny. Jak myślicie, ile
razy wspomniała o tym moja opiekunka?
7). Gdy wyjaśniała jak będzie przebiegać
zmiana, używała swoistej manipulacji – tłumaczyła, że przyjdzie pan odczytać
liczniki, oczywiście ten, co zawsze, którego się zna (bo przecież liczniki to
własność dystrybucji), że od tej pory będą dostawali szczegółowo rozpisane
faktury (bo przecież inaczej się nie da, gdy wszystko zaczyna liczyć się
osobno, a nie razem) itd.
Chłopak, który chodził z nami
stwierdził, że szybko rezygnuje – gdy słyszała „Nie jestem zainteresowany”
dziękowała i odchodziła, to trzeba przyznać. Podobno osoba, z którą w piątek
chodził mój współtowarzysz nie dawała się tak łatwo zbyć, o zgrozo.
Musicie wiedzieć, że gdy dziewczyna
dowiedziała się, że pracowałam w energetyce i wiem na czym to polega zrzedła
jej mina, na chwilę straciła rezon, jednak zaraz się opamiętała i skwitowała to
krótkim: „Przecież my nie robimy nic złego”. No cóż, prawdę powiedziwszy nie
mogę zarzucić im kłamstwa. Ona po prostu tak ubierała w słowa te „nie-kłamstewka”,
że zwykły, szary człowiek odbierał je zupełnie inaczej niż osoba zorientowana w
temacie. Ba, jestem niemal pewna, że gdyby konsultanci kłamali, to klienci
interpretowaliby ich słowa w ten sam sposób.
Pogmatwane? Trochę. Ciężko opisać mi to
zwięźle i na temat, zwłaszcza, że podejrzewam iż mało kto będzie zorientowany w
temacie.
A konsultanci? Mają szkolenia, jak
podchodzić klienta, jak wzbudzić jego sympatię i zaufanie – zrobią ci sieczkę z
mózgu – dowodem jest na to sam fakt, że choć wiedziałam, iż ta dziewczyna to
oszust, to nie byłam w stanie jej nie polubić. Smutne było natomiast to, że
chodzący z nami chłopak był święcie przekonany, że dzięki niemu klienci
zaoszczędzą. Mieliśmy z dwie minuty, żeby porozmawiać sam na sam i dowiedziałam
się, że pracę tą znalazł w podobny sposób co ja, tylko w jego przypadku firma
ta podawała się za jakąś inną i również szukali na ściśle określone stanowiska
pracy. Oszukują więc nie tylko swoich klientów, lecz również potencjalnych
pracowników.
Z ciekawości zostałam na cały dzień próbny,
po mieszkaniach chodziliśmy do dziewiętnastej. Żebyście wiedzieli, jaki ci
ludzie mają system – wszystko idealnie dopracowane, godziny, obszary, sposoby
obchodzenia poszczególnych bloków… Istna mafia. Poznając tą maszynę od środka
rósł mój niesmak, mimo, że przez cały ten czas, poza krótką chwilą, gdy
dziewczyna zrozumiała, że wiem, co robią, było obrzydliwie sympatycznie.
Wystarczyło, żeby chłopak przeszedł pierwszy etap rozmowy w stosunku do klienta
(przedstawienie siebie i nazwy firmy) a już gratulacji nie było końca… Wiecie
jak to skwituję?
Sieczka z mózgu.
Pod koniec dnia, na pytanie, czy wracam
do biura na ostatni etap rekrutacji odpowiedziałam, iż rezygnuje, bo kłóci się
to z moją filozofią życiową. Gdy pomyślałam, że będę musiała namawiać starsze
panie, na przykład takie, jak moja Babunia najukochańsza, na oszukańcze umowy,
przez które najprawdopodobniej będą
musiały więcej płacić (zerwać taką umowę w trakcie jest ciężko, ale nie będę się
rozpisywać), włos jeżył mi się na głowie. Po prostu – nie byłam w stanie.
Apeluję do wszystkich – nie dajcie się
nabierać na takie pierdolamento, choćby nie wiem, jak pięknie brzmiało! W dzisiejszych czasach
łatwo sprawdzić wiarygodność firm – wystarczy wrzucić hasło do przeglądarki – o
firmie, w której mogłam pracować stron jest multum, naprawdę. Odrobina
ostrożności i naprawdę można zaoszczędzić wielu nerwów.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na
śmierć.
Pozdrawiam serdecznie,
Leniwa Buła aka. Paula.
PS: Miałam przygotowany post o Walentynkach, ale... No właśnie.
Aż z zaciekawieniem czytałam kolejne zdania. Dobrze być teraz świadomym jak Ci ludzie działają. Całe szczęście do tej pory nie miałam takich wizyt.
OdpowiedzUsuńWiele razy spotkałam się już z ludźmi, którzy zostali oszukani przez takie podpisanie umowy. Według mnie to jest chore, jak można tak wykorzystywać innych?
OdpowiedzUsuńTwoja historia jest mi dosyć bliska, choć nie związana z energią, ale również z oszustwem. W ogłoszeniu było "że w ramach pracy będę dzwonić do ludzi i zapraszać ich na wydarzenia towarzyskie w Kielcach" pomyślałam, że brzmi dużo lepiej niż Call Center i może będzie okej. Po pierwszym dniu szkolenia okazało się, że będziemy zapraszać na eventy, ale na których sprzedaje się np słynne garnki za 15 tys. zł albo pościele, a w praktyce to wygląda tak że zapraszamy tylko ludzi po 60 roku życia (czyli takich którymi najłatwiej manipulować) . To polegało na tym, że się dzwoniło i mówiło, ze ktoś został wylosowany i dostaje bilety na darmowy kabaret. Kabaret rzeczywiście był, ale żeby w ogóle na niego wejśc trzeba było sam na sam przejść najpierw prezentację np właśnie garnków z przedstawicielem handlowym który robił tym dziadkom pranie mózgu. Prawdziwy koszt tych rzeczy był skrzętnie ukryty i rozłożony na raty. Dziadki często nie wiedziały że w ogóle to jest na raty, myśleli że pierwsza rata to już cały koszt. Ja bym była od dzwonienia i namawiania żeby przyszli i też na szkoleniu mieliśmy masę technik wmawiania ludziom, że będzie fajnie. Ostatniego dnia szkolenia nie wytrzymałam, moje sumienie pękło. Nie mogłabym zrobić tego nikomu, mimo że nie ja sprzedawałam garnków to i tak naganiałabym im ludzi tak?
OdpowiedzUsuńA najlepsze że jak ostatniego dnia szkolenia podziękowałam i jeszcze powiedziałam dlaczego to pani oburzona: ale przecież my nic złego nie robimy, każdy ma wolną wolę i swój mózg. Taaaaa....
Także bardzo podobne sytuacje. Cieszę się, że Ty też uznałaś że to jest ZŁE.
Co do zdjęć:
A ja też zaokrąglam zdjęcia ręcznie w Photoscape, tylko nie muszę wycinać tła bo u mnie na białym i tak nie widać. Ale wiem, że są jakieś kody na to na pewno. Na przykład tu masz objaśnione:
http://hafija-background.blogspot.com/2012/10/jak-dodac-efekt-zaokraglonych-rogow-w.html#.VPxjb-Gkn1g
Zawsze możesz poszukać też w google więcej takich instrukcji może któraś będzie taka że dasz radę to zrobić. Ja w kodach się boję mieszać, ale parę razy coś dzięki takim instrukcjom dodawałam i nawet wyszło :)
mój kolega tam "pracował". wiesz, że te garnki to zazwyczaj najgorszy szit, kupowany w molochach na wagę, za 20zł/kg? :/
Usuńmasakra....
Cieszę się, że zrezygnowałaś, też nie potrafiłabym tak oszukiwać ludzi.
OdpowiedzUsuńOj, Paula, jak tylko przeczytałam o "rozmowie po angielsku" to przypomniał mi się przypadek mojej siostry, z tym, że ona już więcej się w tym miejscu nie pojawiła, bo kazałam jej przeczytać opinie na temat tej firmy i sama się domyślasz jakie były :) Także podziwiam cię że tam poszłaś, ale z drugiej strony musiało to być mega doświadczenie tym bardziej, że znałaś się na rzeczy. :)
OdpowiedzUsuńPozderki od czytającej i czekającej na kolejne posty Jusi!
hej Paula, wreszcie nowa notka!
OdpowiedzUsuńkiedy doszła do momentu "rozmowa po angielsku" przypomniałam sobie o mojej siostrze, która miała identyczną sytuacje, tylko nie dotyczącą umów, a wciskania jakiegoś innego gówna. Oczywiście kazałam jej najpierw przeczytać opinie w necie i kontakt z nimi urwała w momencie :D
Nawet sobie nie wyobrażam, jakie musiało być to dla ciebie ciekawe doświadczenie, zwłaszcza, że się na tym znasz - dlatego fajnie się czytało twój post. :)
Pozderki od Jusi i mam nadzieje, że niedługo się zobaczymy!