Przejdź do głównej zawartości

#78. TATRZAŃSKI RESET - Dolina Pięciu Stawów i Rusinowa Polana

Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare.  😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwykle z

#7. ZAPACH TROPIKÓW W CUDOWNYM KREMIE DO RĄK BALEA I PRZEGLĄD MAJOWY


Aloha!
Ostatnio jakieś słuchy mnie doszły, że podobno jestem leniwa! Nie wiem skąd w ogóle taki pomysł, że niby ja i lenistwo?! A tak na poważnie, to, no cóż, troszkę mam słomiany zapał, ale już staram się nadrobić – dzisiejszym postem oraz rozplanowaniem kilku kolejnych – mam nadzieję, że tym razem pójdzie mi lepiej.
No i jeszcze odnośnie mojej nieobecności, to mam kilka usprawiedliwień. A mianowicie:
o   Rozpoczęłam praktyki/staż w redakcji Magazynu Wesele;
o   Miałam urodziny, haha – przygotowania trwały tydzień, a w weekend wpadła cała rodzinka z Łodzi no i najbliżsi;
o   Od początku maja mam pod opieką wesołą ferajnę, o której dokładniej napiszę niebawem.
W związku z powyższym mam nadzieję, iż dostanę rozgrzeszenie i moje lenistwo zostanie mi wybaczone.
A ponieważ bardzo się rozpisałam, przejdźmy teraz do meritum postu. A właściwie do jednego z nich.
Dziś zapraszam Was na recenzję bajecznie pachnącego kremu do rąk. Kremu, który przywędrował do mnie w przecudownej paczce od ArcyJoko u której wygrałam rozdanie. Zanim zaproszę Was do zapoznania się z moją opinią o nim muszę, po prostu muszę, pokazać co dostałam od Joko, gdyż przesyłka była tak cudowna, że… aż brak mi słów.



Obłędny ziołowy szampon, dla którego zdradziłam swojego bez SLS’owego babydream’a. Krem do rąk, który będzie głównym bohaterem dzisiejszej recenzji. Lawendowe kosmetyki do włosów i suchy szampon batiste.


Pieprzowy lakier do paznokci (jego recenzję znajdziecie u Joko) oraz ozdobny lakier od Golden Rose. Ananasowy wosk i lawendowe mydełko.


Jakby tego było mało… Każdy z produktów zawierał zieloną karteczkę z komentarzem oraz instrukcją obsługi. Paczkę oczywiście odebrał mój luby, który zdecydował, że sam będzie mi wszystko podawał, oczywiście najpierw przeczytawszy notatki autorki. Jakież to było irytujące, kiedy trzymał w rękach moje nagrody i chichotał pod nosem co rusz powtarzając „Dobra jest, haha!” (tak, to o Tobie Joko!). No po prostu, komentarze level master, no i biliard do humoru, naprawdę! Co więcej, Joko zapamiętała, że w maju obchodzę urodziny i do paczki dołączyła obłędną karteczkę, którą czytałam już kilkakrotnie. Naprawdę, widać w tym tyle serca, że aż nie jestem w stanie tego opisać. Bardzo, ale to bardzo Ci dziękuję Joko!


I to właśnie jeden z prezentów od Joko będzie dzisiaj główną gwiazdą – Panie i Panewki, jak to mówił uroczy samochód z bajki „Auta” – zapraszam na recenzję kremu, który skradł serducho nie tylko moje, ale i koleżanek oraz współpracownicom.:) Ba, nawet mojemu się podoba i daje sobie posmarować łapki!



Krem do rąk Fruity Harmony firmy Balea o niezwykle owocowym zapachu. Troszkę się naszukałam i pobawiłam z google translate ale nie udało mi się wynaleźć wszystkich nut zapachowych kremu – producent określa go po prostu jako owocowy, wymieniając pitaję oraz mleko kokosowe. Ja ponadto czuję coś kwaskowatego – mandarynkę najprawdopodobniej i na pewno jeszcze coś, ale nie jestem w stanie tego określić.  




Głównym zadaniem kremu jest nawilżanie – jako właścicielka bardzo suchej skóry, zarówno twarzy jak i ciała – a co za tym idzie – dłoni również, muszę przyznać, że sprawdza się naprawdę fenomenalnie! Mimo troszeczkę oleistej (?) konsystencji (ale naprawdę, dosłownie troszeczkę), która z początku mnie zaniepokoiła, krem wchłania się bardzo szybko, pachnąc przy tym obłędnie, i naprawdę fajnie nawilża. Siedząc w pracy, tfu, na stażu, wystarczy, że nałożę go raz i mogę się cieszyć nawilżonymi łapkami do końca.


Ponadto za kremem przemawia jeszcze jego oprawa graficzna i materiał, z jakiego jest zrobiona tubka z nadrukiem – wygląda tak egzotycznie, smacznie, pięknie się prezentuje zarówno na półce jak i w torebce. Noszę go ze sobą wszędzie i zachwycam swoich znajomych cudownym zapachem lata!


Opakowanie zawiera 100 ml i kosztuje ok. 8 zł (dane z wizażu). Jak dla mnie jak najbardziej warto! Szczerze polecam Wam ten krem – ja sama z chęcią zapoznam się z ofertą firmy Balea i zrobię większe zakupy, jak tylko będę mogła.


Mam nadzieję, że moja recenzja będzie choć troszkę przydatna, jeśli któraś z Was stanie przed podjęciem decyzji odnośnie wyboru kremu do rąk. Może nie jest długa, ale myślę, że zawarłam w niej wszystkie najważniejsze informacje. Gdyby czegoś brakowało, piszcie.


Ze swojej strony dodam jeszcze, że w maju dwa weekendy spędziłam u siebie na wsi i nie byłabym sobą, gdybym nie opublikowała tu kilku zdjęć. Tropie to taka moja mała ojczyzna, gdy byłam mała spędzałam tam każdy weekend i wakacje. Bardzo kocham to miejsce i dlatego postanowiłam, że się nim z Wami podzielę. Oprócz tego krótko, zwięźle i na temat pokażę jeszcze, co ciekawego wydarzyło się u mnie w tym miesiącu.




 Haha, wybaczcie, ale uważam, że kura ze wzrokiem mordercy zasługuje na osobne miejsce.:D


Lubicie koktajle? Ja i mój luby uwielbiamy – często jakieś przygotowuje. Dodatkowo, od niedawna mamy wyciskarkę do owoców – sok z marchwi i jabłka robi u nas furorę.


Niedawno byłam jako fotograf na bardzo eleganckim przyjęciu weselnym. Nie było tańców, lecz uroczysty obiad i choć całość ogólnie mi się podobała, to jednak jestem zwolenniczką innego typu świętowania – bez tańców się nie obejdzie!


Mam nadzieję, że nikt nie będzie mnie chciał zamordować za to zdjęcie, bo wiem, że Magic Starsy nadal są ciężko dostępne w Polsce. A jeśli już, to bez promocji są koszmarnie drogie. Wybaczcie!


Trzy tygodnie temu wpadliśmy również do Catroomu, na ciastko w towarzystwie kotów. Krakowskie stowarzyszenie Stawiamy na łapy organizuje takie spotkania co weekend. Gdy my byliśmy, odbywał się tam również mały targ – można było kupić biżuterię lub przepiękne, kocie przypinki – cały dochód przeznaczany był dla podopiecznych Fundacji, których jest ponad siedemdziesiąt! Tydzień temu do kupienia lub poczytania było mnóstwo książek a teraz odbywa się tam Dzień Dziecka dla kociaków, których niestety, po Komuniach i okresie rozrodczym kotów na osiedlach pojawiło się od groma… Zachęcam Was do zapoznania się z Fundacją, gdyż uważam, że jest ona niesamowita!



A tutaj uchylam rąbka tajemnicy odnośnie mojej ferajny. Pomnóżcie tego słodziaka razy trzy, dodajcie do tego mamę i dwie rezydentki i wszystko stanie się jasne.


No cóż, to by było na tyle.
Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się dużo szybciej. W każdym bądź razie obiecuję, że będę się starać.
Pozdrawiam Was cieplutko,

Paula, leniwa buła.



Komentarze

  1. Haha mogę Ci wybaczyć tę nieobecność za te bardzo miła słowa o mojej paczce, dobrze że nie widać na tych kartkach co popisałam. Czasem powinnam pomyśleć zanim coś napiszę, bo ktoś po tych kartkach mógłby mnie uznać za oszołoma, ale dobrze że macie poczucie humoru :D Fajnie, że kremik tak Ci się spodobał, ja to byłam pewna że to jest papaja, bo papaja mi tak samo pachnie, ale nawet nie tłumaczyłam jeszcze tej etykietki. :) Też go baaardzo lubię, w ogóle stwierdzam, że to chyba moje ulubione kremy do rąk. Miałam tez z owoców leśnych, na pewno zamówię sobie jeszcze jakiś.
    kura zdecydowanie zasługuje na miejsce w tej zacnej notce hahaha. Co do wesela to jednak nie wyobrażam go sobie bez tańców :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty, może i papaja... ja nie znam niemieckiego nic a nic, a wiesz jak to bywa z tymi translatorami, hahaha. tym bardziej, że na takich egzotycznych owocach też się kompletnie nie znam, jedynie trochę smaki we Frugo poznaje, hahaha.
      i za jakiego oszołoma, kartki były cudowne! :D

      Usuń
  2. Ale Joko miała siwetny pomysł z tymi komentarzami ! Ja chyba nigdy bym na coś takiego nie wpadła :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Balea krem myślę,że wypróbuję;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję ślicznie za pozostawienie po sobie śladu.:)

Zainteresują Cię również...

#32. WROCLOVE - SKYTOWER, OGRÓD JAPOŃSKI, MIASTO.

Cześć i czołem! Przychodzę do Was z drugą częśćią fotrelacji mojego pobytu w magicznym mieście – Wrocławiu. Nie chcąc się rozdrabniać – tym razem zapraszam Was na zdjęcia ze Sky Tower, fontanny multimedialnej, Ogrodu Japońskiego i miasta. Mam nadzieję, że fotografie przypadną Wam do gustu! Pierwszym punktem na naszej liście do zwiedzania było Sky Tower. Wybraliśmy się tam także dlatego, że we Wrocławiu byliśmy przed południem, a doba hotelowa zaczynała się po czternastej. Dodatkowo, miejsce naszego noclegu było rzut beretem od Sky Tower, tak więc po niemiłej niespodziance, jaką zafundował nam taksówkarz (niezrzeszony, za 2 km policzył sobie 25 PLN), zostawiliśmy rzeczy w hotelu i ruszyliśmy na podbój wrocławskich niebios. Polecam Sky Tower każdemu, kto lubi piękne widoki czy panoramę miasta. My byliśmy zakochani w tym, co ukazało się naszym oczom. Mieliśmy także farta – pogoda tego dnia była cudowna, powietrze przejrzyste, dzięki czemu wszyst

#12. DLACZEGO WARTO MIEĆ KOTA?

Cześć i czołem! Dziś post z mojej ulubionej, kociej kategorii. Będzie on pierwszym – mam nadzieję, że się Wam spodoba. Równocześnie, już na wstępie, chcę zaznaczyć, iż nie jest on tylko mojego autorstwa – swego czasu, na grupie Koty - nasza pasja. Kochamy,dbamy, bronimy , (do której serdecznie zapraszam wszystkich – zarówno miłośników kotowatych, jak i osoby, które pragną dowiedzieć się czegoś ciekawego) również spytałam, dlaczego warto mieć kota. Chciałabym, aby te kocie tematy nie były tylko moje ale również chociaż troszeczkę osób, które mają naprawdę olbrzymią wiedzę na ich temat. Acha. Od razu zaznaczam. Kocham wszystkie zwierzęta. WSZYSTKIE. Ale jestem kociarą . Nie psiarą. Nie chomikarą. Nie miłośniczką do nieskończoności innych zwierząt. Tak więc post ten będzie dotyczył TYLKO I WYŁĄCZNIE kotów. Na fotografiach oczywiście moje kotowate. Dlaczego warto mieć kota (jakby kogoś w ogóle trzeba było przekonywać…;)): 1.       Koty uczą pokory. Nie przybiega

#51. DOLINA PIĘCIU STAWÓW PO RAZ PIERWSZY - UMIERAJĄC NA SZLAKU... ;)

Hola :) Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą samodzielnie zaplanowaną, zeszłoroczną wyprawą w góry – 20 lipca 2017 do Doliny Pięciu Stawów . I od razu na wstępie zaznaczę, że jeszcze nigdy nie dostałam po dupie tak, jak wtedy . Generalnie Dolina Pięciu Stawów marzyła mi się już od kilku lat. Gdzieś w internecie natknęłam się na relacje z tej trasy, urzekły mnie zdjęcia i pełne zachwytu opisy. Naczytałam się, że trasa jest przyjemnie prosta, przyjemna i obfituje w boskie przeżycia wizualne. Byłam tak zaaferowana, że mało brakowało, a wybrałabym się tam pół roku wcześniej – w zimie ! O, ja głupia … Wyprawa do Doliny Pięciu Stawów zweryfikowała moją wiedzę, mój zapał i przede wszystkim – mój dystans i respekt do gór. Zaczęło się niewinnie – od ponad godzinnego krążenia w okolicy parkingów i szukania wolnego miejsca do zaparkowania, co bardzo opóźniło całą wyprawę. Potem podróż asfaltem ponad 3 km żeby dojść do Palenicy… Bilety kupiliśmy ok. 11. Abstrahując… Kolejka do prz