Przejdź do głównej zawartości

#78. TATRZAŃSKI RESET - Dolina Pięciu Stawów i Rusinowa Polana

Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare.  😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwykle z

#72. OJCÓW PO RAZ PIERWSZY - ZIELONYM SZLAKIEM




Hola!



Lipiec w Tatrach nas nie rozpieszczał – co mieliśmy wolne, to tam istny armagedon. No ale, co by nie siedzieć całego miesiąca z założonymi rękoma (wycieczka do Łodzi się nie liczy!) wczoraj postanowiliśmy wybrać się na spacer w bliższe okolice – do Ojcowa. Choć mieszkamy niedaleko – wstyd przyznać, ja byłam tam raz i tylko pod Maczugą Herkulesa, lata temu, a P. zjeździł okolice na rowerze. Nigdy jednak żadne z nas nie weszło tam na żaden szlak. Jadąc tydzień temu do Łodzi przejeżdżaliśmy właśnie niedaleko Ojcowa i bardzo spodobały mi się skałki widoczne z trasy, dlatego w głowie zaczęłam planować trasę na najbliższą sposobność. I taka oto wczoraj nastąpiła. Trasa mniej więcej wyglądała tak (w rzeczywistości zrobiliśmy więcej kilometrów i przewyższeń przez zabłądzenie oraz kręcenie się w te i we wte :-)).


Wstępnie mieliśmy zamiar przejść ok. 10 km, jednak pogoda oraz złe samopoczucie z rana szybko zweryfikowały nasze plany. Ruszyliśmy z parkingu, tuż spod zamku, zielonym szlakiem, błądząc już niemal na początku i przechodząc spory kawał leśną ścieżką pod górę – tracąc przy tym niecałe dwa kilometry i trochę czasu. Co jak co, ale moim zdaniem, oznakowanie szlaków w Ojcowie jest zdrowo pokręcone. Na szczęście udało nam się wrócić na właściwą drogę – najpierw szliśmy asfaltem a przy kasie, w której można było kupić bilety do jaskini Ciemnej odbiliśmy dość stromo do lasu. Raz wspinaliśmy się po schodkach, raz po korzeniach a raz szliśmy po prostu leśną ścieżką. Droga w górę dość stroma i męcząca, głównie jednak ze względu na nieznośną temperaturę, duchotę i kompletny brak wiatru. Za to na trasie kilka ładnych punktów widokowych. Ludzi trochę, głównie do wysokości jaskini, potem luźno. 


 I weź tu ogarnij człowieku!


Tu zbłądziliśmy. 












Kasa do Jaskini Ciemnej. Tu odbijamy z asfaltu w lewo, wciąż zielonym szlakiem. 


Mocno pod górkę, raz schodami, raz po korzeniach a raz udeptaną ścieżką. 




Pierwszy punkt widokowy. Im wyżej, tym bardziej wow. 



Wejście do Jaskini Ciemnej.

Kolejny punkt widokowy.


Wciąż pod górkę.

I kolejne piękne miejsce.



 







Schodząc w dół wracamy na asfalt. Polecam przy zejściu z zielonego zatrzymać się w niedużej budce prowadzonej przez przesympatyczną panią na coś do picia bądź jedzenia – my zdecydowaliśmy się na mega orzeźwiającą lemoniadę za 5 PLN oraz frytki za 10 PLN. Widzieliśmy też zapiekanki – zdecydowanie robione w domu z całą masą świeżych dodatków. A same frytki jak i lemoniada były pyszne. Z jedzeniem mogliśmy usiąść sobie na ławce, dookoła zielona łąka, skałki, dla dzieci trampolina i basen.

Pyszna, domowa lemoniada. 




Ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem po asfalcie na początku szlakiem żółtym i czerwonym, do których przy monumentalnej bramie Krakowskiej dołączał także szlak niebieski. W pierwotnej wersji mieliśmy odbić za bramą aż pod Grotę Łokietka (nie wchodząc do środka), a potem wrócić czarnym szlakiem, zrobić kółeczko żółtym i zielonym a następnie zielonym z czarnym wrócić pod zamek, spod którego startowaliśmy, no ale jak na początku wspomniałam – pogoda i samopoczucie zweryfikowały. Tak więc już do końca trzymaliśmy się szlaku niebiesko-czerwono-żółto-czarnego. Zatrzymaliśmy się jedynie dłużej przy bramie – była naprawdę niesamowita. Kawałeczek dalej mogliśmy wejść do wysokiej acz płytkiej jaskini. 



Brama Krakowska.






Wcześniej zatrzymaliśmy się jeszcze przy Źródle Miłości z przyjemnie chłodną wodą - słyszeliśmy, jak przewodnik odradzał picie z niej.;) Minęliśmy jeszcze stawy, w których hodowane były pstrągi i już byliśmy znów na parkingu, gdzie oboje walczyliśmy już z okropnymi bólami głowy. I generalnie dobrze, że postanowiliśmy skrócić sobie wycieczkę, bo ledwo wyjechaliśmy z Ojcowskiego Parku Narodowego a zaczęło padać oraz grzmieć.




















Samą wycieczkę bardzo polecam. Widoki są przednie a skały wyglądają fenomenalnie. Jest na czym zawiesić oko, co zobaczyć, zwiedzić. My już teraz wiemy, że na pewno tu wrócimy – by więcej pochodzić, odwiedzić jaskinie i spróbować ojcowskiego pstrąga. No i zobaczyć Maczugę Herkulesa :) Z chęcią wybierzemy się szczególnie złotą jesienią oraz białą zimą.

Ach, no i ten – prawie na całym obszarze jak i jeszcze kawałek za Ojcowem nie ma zasięgu :-)

Komentarze

Zainteresują Cię również...

#32. WROCLOVE - SKYTOWER, OGRÓD JAPOŃSKI, MIASTO.

Cześć i czołem! Przychodzę do Was z drugą częśćią fotrelacji mojego pobytu w magicznym mieście – Wrocławiu. Nie chcąc się rozdrabniać – tym razem zapraszam Was na zdjęcia ze Sky Tower, fontanny multimedialnej, Ogrodu Japońskiego i miasta. Mam nadzieję, że fotografie przypadną Wam do gustu! Pierwszym punktem na naszej liście do zwiedzania było Sky Tower. Wybraliśmy się tam także dlatego, że we Wrocławiu byliśmy przed południem, a doba hotelowa zaczynała się po czternastej. Dodatkowo, miejsce naszego noclegu było rzut beretem od Sky Tower, tak więc po niemiłej niespodziance, jaką zafundował nam taksówkarz (niezrzeszony, za 2 km policzył sobie 25 PLN), zostawiliśmy rzeczy w hotelu i ruszyliśmy na podbój wrocławskich niebios. Polecam Sky Tower każdemu, kto lubi piękne widoki czy panoramę miasta. My byliśmy zakochani w tym, co ukazało się naszym oczom. Mieliśmy także farta – pogoda tego dnia była cudowna, powietrze przejrzyste, dzięki czemu wszyst

#12. DLACZEGO WARTO MIEĆ KOTA?

Cześć i czołem! Dziś post z mojej ulubionej, kociej kategorii. Będzie on pierwszym – mam nadzieję, że się Wam spodoba. Równocześnie, już na wstępie, chcę zaznaczyć, iż nie jest on tylko mojego autorstwa – swego czasu, na grupie Koty - nasza pasja. Kochamy,dbamy, bronimy , (do której serdecznie zapraszam wszystkich – zarówno miłośników kotowatych, jak i osoby, które pragną dowiedzieć się czegoś ciekawego) również spytałam, dlaczego warto mieć kota. Chciałabym, aby te kocie tematy nie były tylko moje ale również chociaż troszeczkę osób, które mają naprawdę olbrzymią wiedzę na ich temat. Acha. Od razu zaznaczam. Kocham wszystkie zwierzęta. WSZYSTKIE. Ale jestem kociarą . Nie psiarą. Nie chomikarą. Nie miłośniczką do nieskończoności innych zwierząt. Tak więc post ten będzie dotyczył TYLKO I WYŁĄCZNIE kotów. Na fotografiach oczywiście moje kotowate. Dlaczego warto mieć kota (jakby kogoś w ogóle trzeba było przekonywać…;)): 1.       Koty uczą pokory. Nie przybiega

#51. DOLINA PIĘCIU STAWÓW PO RAZ PIERWSZY - UMIERAJĄC NA SZLAKU... ;)

Hola :) Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą samodzielnie zaplanowaną, zeszłoroczną wyprawą w góry – 20 lipca 2017 do Doliny Pięciu Stawów . I od razu na wstępie zaznaczę, że jeszcze nigdy nie dostałam po dupie tak, jak wtedy . Generalnie Dolina Pięciu Stawów marzyła mi się już od kilku lat. Gdzieś w internecie natknęłam się na relacje z tej trasy, urzekły mnie zdjęcia i pełne zachwytu opisy. Naczytałam się, że trasa jest przyjemnie prosta, przyjemna i obfituje w boskie przeżycia wizualne. Byłam tak zaaferowana, że mało brakowało, a wybrałabym się tam pół roku wcześniej – w zimie ! O, ja głupia … Wyprawa do Doliny Pięciu Stawów zweryfikowała moją wiedzę, mój zapał i przede wszystkim – mój dystans i respekt do gór. Zaczęło się niewinnie – od ponad godzinnego krążenia w okolicy parkingów i szukania wolnego miejsca do zaparkowania, co bardzo opóźniło całą wyprawę. Potem podróż asfaltem ponad 3 km żeby dojść do Palenicy… Bilety kupiliśmy ok. 11. Abstrahując… Kolejka do prz