Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwyk...
Hola!
Minął już prawie miesiąc od naszej pierwszej wyprawy w Bieszczady,
a ja tęsknię za górami okrutnie. Dlatego dziś przychodzę do Was z relacją z
naszej wyprawy na bardziej wyszukany, bieszczadzki szlak – Połoninę Wetlińską.
Choć trochę osłodzę sobie tą tęsknotę, a co!
Wycieczkę rozpoczęliśmy dość późno, bo około 11. Wyszliśmy z PTTK
Wetlina, gdzie mieliśmy nocleg i udaliśmy się w stronę Starego Sioła, gdzie
żółtym szlakiem mieliśmy zamiar dojść do Przełęczy M. Orłowicza, by następnie
czerwonym dojść do Chatki Puchatka i zejść najpierw żółtym, a potem czarnym, do
Górnej Wetlinki. Łącznie – niecałe 14 km i 757 m podejść.
Żółty szlak niemal w całości prowadzi w lesie, dodatkowo głównie
pod górę. Tylko na początku, przez chwilę, idziemy po pięknej łące, potem tylko
las, góra, las, góra. Widoki pojawiają się dopiero po wyjściu na Przełęcz. I
wtedy też zaczyna mocno wiać, także kurtki jak najbardziej wskazane. Szlak
czerwony za to obfituje w piękne widoki. Gdzie byśmy nie spojrzeli – widzimy góry!
Coś niesamowitego. W trakcie naszej wędrówki, na początku było pochmurnie i
szarawo, w lesie niemal się z nas lało, gdyż było tak duszno, na szczęście po wyjściu
na górę zaczęło się przejaśniać, pokazało się słoneczko i zrobiło się naprawdę
przyjemnie. Szło też się całkiem fajnie, mimo kilku bardziej bądź mniej
męczących podejść. Tak naprawdę, niemal do samego Osadzkiego Wierchu idziemy
głównie pod górę. Potem czeka na nas jeszcze jedno podejście pod samą Chatkę
Puchatka i to by było na tyle. Choć na mapie nie wygląda to strasznie, szlak dał
nam troszkę w kość – głównie w trakcie wędrówki przez las. Było mega duszno a
ja dodatkowo byłam struta, niewyspana i na kacu.;) Zejście natomiast okazało
się nawet przyjemne. Postanowiliśmy wyjść jak najbliżej PTTK, więc nasz wybór
padł na szlak czarny i to był strzał w dziesiątkę – był naprawdę urokliwy!
Prowadził nie tylko lasem ale i ślicznymi łąkami pełnymi kwiatów. Mieliśmy też
dobry widok na okoliczne góry. Choć była to dłuższa opcja, warto było nadłożyć
drogi.
Na szlaku zostałam zaatakowana przez tego jegomościa… To było okropne.
Wskoczył mi za język buta i ponad wszystko próbował się pod niego schować…
Czułam te wszystkie napierające nóżki… Bleeeee….
Rozczarowała nas natomiast Chatka Puchatka. Miejsce obskurne, z
niesympatyczną Panią w sklepiku, gdzie do kupienia były tylko jakieś paskudztwa
(7days, czipsy, zupki chińskie). O Chatce naczytałam się bardzo dużo na grupach
bieszczadzkich, dlatego koniecznie chciałam o nią zahaczyć. Teraz pewnie wyjdę
na mega wygodnego pseudo-turystę, ale myślałam, że spokojnie można tam kupić
coś ciepłego do jedzenia, jak np. w Pięciu Stawach. Nic bardziej mylnego. Nawet
jeśli chodzi o sam budynek – naprawdę, zero w nim uroku… Sytuację i ocenę
podratowali jedynie ratownicy GOPR, którzy akurat prowadzili szkolenie dla wszystkich
obecnych. Profesjonalizmu i dobrego humoru z pewnością im nie brak w porównaniu
do pani ze sklepiku.;) Dlatego naprawdę nie rozumiem tego oburzenia, kiedy
niedawno opublikowano plany dotyczące wyremontowania tego miejsca. Serio, po
tym, co czytałam na grupach, naprawdę myślałam, że to miejsce wyjątkowe, że coś
w sobie ma, a tymczasem… Ciemno, brudno i niesympatycznie. I nie, nie chodzi mi
o hotel pięciogwiazdkowy w górach, no ale o… cokolwiek. Niestety, to tylko
pokazuje jak jeszcze Bieszczady są niedocenianie i zaniedbane (stan dróg z
Duszatyna do Wetliny czy problemy z komunikacją tylko to potwierdzają). Ja
wiem, że pewnie mnóstwo osób będzie broniło tego stanu rzeczy, bo dzikość,
natura, brak tłumów i w ogóle „to już nie to, co kiedyś!!!”, ale moim zdaniem
ten region zasługuje na spore dofinansowanie i odnowienie. A także i wizyty. Jest
piękny. I mimo wielu osób na szlaku – wciąż czuje się jego dzikość. I moim
zdaniem nie zepsują tego ani turyści ani ułatwienia dla nich. Dlatego mocno
trzymam kciuki za remont Chatki Puchatka i chętnie jeszcze ją odwiedzę, gdy on dobiegnie
końca.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję ślicznie za pozostawienie po sobie śladu.:)