Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwykle z
Hola!
Dziś przychodzę do Was z ostatnim postem z Bieszczad. Tym razem
chciałam napisać kilka słów oraz podzielić się zdjęciami stricte z naszej bazy
wypadowej, jaką była Wetlina. Przez te kilka nocy spaliśmy w domkach PTTK Wetlina
(było nas 12 osób, wzięliśmy dwa domki). Warunki schroniskowe, ale nam w zupełności
wystarczyły. Fajna terapia też na moje chore jelita, kiedy nie ma się pod nosem
WC :)
Generalnie, duży ukłon w stronę obsługi i właścicieli. Robią kawał
dobrej roboty. Teren PTTK zadbany, jedzonko przepyszne i atmosfera niesamowita,
nie mówiąc o bardzo przyzwoitych cenach. Jeśli komuś nie zależy na hotelowych
warunkach z własnym kibelkiem (dwie toalety były w budkach przy domkach – dwie zwykłe
toalety, z normalną kanalizacją, nie dziury w ziemi!), to jak najbardziej mogę
polecić. Piwka nie brakowało, rozmów z nieznajomymi również, do tego Wetlina to
bardzo fajna baza wypadowa na szlaki – z naszego pttk szliśmy może 5 minut na szlak
prowadzący na Połoninę Wetlińską :) No i takiego nieba, jak ze strefy chilloutu,
jeszcze nie widziałam. Udało nam się trafić akurat na noc spadających gwiazd – widziałam
ich tyle, że nie byłam w stanie zliczyć, naprawdę!
W Wetlinie byliśmy jeszcze w Bazie Ludzi z Mgły – tj. z Pawłem
dotarliśmy do niej, jak reszta dojadała swoje zamówienia – zahaczyliśmy o nią
schodząc ze szlaku. Moja siostra była tu rok temu i podobno mieli jedne z
najpyszniejszych pierogów jakie jadła, ale zmienił się właściciel (?) i
zdecydowanie odradzili nam zamówienie czegokolwiek. Zrezygnowaliśmy ale za to
odbiliśmy sobie następnego dnia w Chacie Wędrowca. Jeśli będziecie kiedyś w
Wetlinie – KONIECZNIE TAM ZAJRZYJCIE. SERIO. Wspaniałe miejsce z niesamowitą
atmosferą, obsługa bardzo miła, sympatyczna i przede wszystkim cierpliwa – była
nas wszakże dwunastka i składanie zamówienia trochę trwało. Spróbowaliśmy
większości pozycji z menu – zupy, mięs, burgerów, sera smażonego no i przede
wszystkim NALEŚNIKA GIGANTA, który był… wielki. I pyszny. Do tego różne piwka
bądź lemoniady. Cenowo lokal jest na średnim poziomie, ale naprawdę, naprawdę
warto. Szczerze polecam!
A jeśli macie ochotę na krótki spacer połączony ze zjazdem po błocie,
oglądaniem wodospadu i odpoczynkiem nad wodą – wybierzcie się nad Wodospad
Siklawa Ostrowskich. Kolejny punkt na mapie mieszczący się parę minut drogi od
naszego pttk. Mieśmy to szczęście, że podczas naszego pobytu padało tylko raz –
w noc poprzedzającą naszą wycieczkę nad wodospad, dzięki czemu prezentował się
on naprawdę super. Minusem było bardzo błotniste i strome zejście, no ale co,
my nie damy rady?
Z kwestii praktycznych – kawałeczek od pttk jest sklep, ceny ma
jednak mocno średnie, tak samo zresztą asortyment. Jest kilka foodtrucków –
panowie próbowali tylko kebaba i również szału nie robił, zdecydowanie lepiej
stołować się w pttk.
W tym roku nie uda nam się już raczej wrócić w Bieszczady, choć
był taki pomysł w ostatni weekend. Niestety, jak to już bywa – mój organizm postanowił
się mocno zbuntować i zamiast zdobywać kolejne górskie szlaki (pogoda była
sztos!!!) – ja leżałam z gorączką w łóżku. Jednak Bieszczady oczarowały mnie
tak bardzo, że z pewnością je jeszcze odwiedzę – jak nie w tym, to w przyszłym
roku :) Jeśli ktoś z Was jeszcze się wacha – nie czekajcie. Mimo sporej ilości
ludzi, ja uważam, że nadal są dzikie, nieodgadnione i magiczne. I tak inne od
moich ukochanych Tatr…:)
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję ślicznie za pozostawienie po sobie śladu.:)