
Ahoj!
Czas na trzeci dzień tatrzańskiej przygody, a równocześnie pierwszy solo. To był też dzień, na który nie miałam super planów, do tego zakwasy z Piątki wciąż dawały lekko o sobie znać, także wybór padł na Kuźnice – a nuż może wyjazd kolejką i zejście do Gąsienicowej? Jednakowoż, kolejka do kolejki szybko ostudziła moje górskie zapędy i zamiast tego ruszyłam żwawo na szlak na Nosal, na którym nigdy jeszcze nie byłam.
Większość trasy przebiega bezproblemowo, niemalże przyjemnie, poza
tym, że początek wiedzie mocno pod górę. Na rozstaju z trasą na Boczań odbijamy
w lewo na Nosalową Przełęcz i idziemy wygodną i fajną ścieżką. Potem jeszcze
trochę pod górkę i jesteśmy pod Nosalem. I tu dla osoby takiej jak ja, tj. z lękiem
przestrzennym i chorymi kolanami zaczęły się schody – dla zwykłego człowieka
pewnie nic, dla mnie fragment nie do przeskoczenia – oto wyrosła skała, na
którą trzeba było podciągnąć się rękoma. Skała z jednej strony fest wyślizgana.
Spróbowałam raz, z drugiej strony, która wydawała mi się bezpieczniejsza – i nope.
Chciałam zrezygnować, kręciłam się w kółko nie wiedząc jaką decyzję chcę
podjąć, bo trochę mi jednak tego dnia było szkoda. W między czasie pod skałę
przyszło małżeństwo z synkiem, którym doradziłam bezpieczniejszą wersję
wejścia. No i tu pokazała się siła górołazów – Państwo, jak tylko usłyszeli, że
rezygnuję, postanowili mi pomóc. Ze skały schodziła też miła para, która także dołączyła
się do pomocy, uspokajając mnie, że to tylko jeden trudniejszy element a potem
już nic ciężkiego mnie nie czeka. Pan wziął ode mnie plecak i kije, podał rękę,
a małżeństwo asekurowało mnie „z dołu” i oto… WESZŁAM! Adrenalina i duma fest 😊 A widoki z góry przepiękne! Serce biło mi jak oszalałe, czułam
olbrzymią radość i wdzięczność, że spotkałam tak super ludzi. Zwłaszcza, że
małżeństwo z synkiem dotrzymywali mi towarzystwa także przy zejściu z tego
trudnego fragmentu (z którego zjechałam na dupie wersją wyślizganą :D).
Naprawdę, dostałam takiego kopa, że zeszłam do Kuźnic w mig a nogi
zaprowadziły mnie na same Krupówki, gdzie poszłam zjeść smaczny obiad w Knajpie
Ciupaga. Oczywiście z piwem malinowym!

Jestem mega wdzięczna, że tego dnia trafiłam na takich wspaniałych ludzi, że dzięki ich pomocy odważyłam się pokonać swoje lęki i niepewność. Kolejne dni, kolejne przygody – nadchodzę!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję ślicznie za pozostawienie po sobie śladu.:)