Przejdź do głównej zawartości

#78. TATRZAŃSKI RESET - Dolina Pięciu Stawów i Rusinowa Polana

Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare.  😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwykle z

O MNIE


Hola wszystkim!
Jestem Paula, mam 27 lat, mieszkam w Krakowie i jestem ruda :)
Uwielbiam lody, dobrą kawę i kombinować ze swoimi włosami, na których miałam już chyba wszystkie kolory świata.:)


Blogowanie to moja odskocznia od codzienności, trochę taki dziennik online, do którego lubię wracać – przypominać sobie te wszystkie chwile, które tu opisuje. Tyczy się to zwłaszcza podróży, które szalenie kocham. Uwielbiam poznawać nowe miejsca, w szczególności te piękne, pełne natury, niekoniecznie za to zabytkowe czy pełne perełek kulturowych – co dziwne, zważywszy na to, że studiowałam kulturoznawstwo. Rozkochałam się w górach – naszych cudownych, majestatycznych Tatrach. Wędrówki po nich dają mi wiele siły, pomagają przesuwać granicę swoich możliwości. Trochę się podśmiechuje, że każda taka wyprawa ma u mnie niemal taki sam przebieg: ekscytacja, jeszcze zanim wejdziemy na szlak, później przeklinanie samej siebie – „na chust mi to było? Umieram!”, bym na końcu, pełna dumy i zachwytu mogła stanąć na wybranym przez siebie szczycie, dojść do wybranego miejsca.  Nic tak nie buduje jak właśnie takie przesuwanie własnych granic, walka z własnymi słabościami, lenistwem. W najbliższej przyszłości mam zamiar trochę rozszerzyć zakres wędrówek – Pieniny, Bieszczady a przede wszystkim – Norwegia i jej magiczne fiordy. Marzy mi się trekking po Himalajach – ich niższych partiach. Może kiedyś… ;)



Jestem kocią madką. Poniekąd fanatyczną. Mam dwójkę gówniaków – czteroletniego, marudnego jak cholera Diabła, który jest chyba jakąś zmutowaną hybrydą koto-pso-dziecka i równie głupiutką, co śliczną, dwuletnią Bajkę. Oba to moje ex-tymczasy, co tylko utrzymuje mnie w przekonaniu, że na dom tymczasowy niekoniecznie się nadaje, choć nim bywam i sprawia mi to olbrzymią satysfakcję i radość. Kocham koty. KOCHAM. Ale kocham świadomie – dobrze je karmiąc i się nimi zajmując.


Moją największą pasją jest fotografia. Niespełna dwa lata temu spełniłam swoje małe fotograficzne marzenie i wysłużonego, służącego mi od liceum Canona 400d zamieniłam na 6d. Niedawno dokupiłam do niego pierwszy lepszy obiektyw – 17-40. Mówią, że to fotograf robi zdjęcia a nie sprzęt, ale różnicę w jakości widać sakramencką. Fotografuję przede wszystkim w trakcie podróży, naturę, pejzaże, swoje kocie dzieci a także rodzinne uroczystości – mamy w domu taką tradycję, że od 2009 co roku w święta robimy sobie grupowe zdjęcia. Uwielbiam je przeglądać, widzieć, jak się zmieniliśmy. Właśnie to kocham w fotografii – możliwość zatrzymania wspomnień, wspaniałych chwil.


W wolnych chwilach czytam książki – ostatnio głównie o tematyce górskiej, poza tym przygodowe, życiowe, dramaty czy nawet poradniki. Bardzo lubię styl Jodi Picoult, Jojo Moyes (choć bywa ona trochę przewidywalna), uwielbiam serię Więźnia Labiryntu i książki Dominika Szczepańskiego. Czytając wsłuchuję się w muzykę – Simple Plan, All time low, Studio Accantusa i wiele, wiele innych – nie mam sprecyzowanego gustu muzycznego, słucham tego, co aktualnie wpadnie mi w ucho.  Jestem również graczem komputerowym – aktualnie gram w Paladins, PUBG’a, Simsy, Planet Coaster czy – już bardziej sporadycznie – w Counter Strike GO. Swoją przygodę z grami rozpoczęłam od pierwszej części Simsów, poprzez Metina a skończywszy na CS 1.6. Jestem miłośniczką filmów Marvela (Iron Man ), dobrych seriali (Atypowy, Ania nie Anna, serie marvelowskie) oraz bajek (Jak wytresować smoka forever!).


Swój kawałek nieba w prawdziwym świecie, poza górami, mam w malutkiej wsi niedaleko Nowego Sącza (gdzie notabene zjecie najlepsze lody na świecie - polecam Orawiankę!) - w Tropiu.:)

Mój blog to również taki osobisty skrawek nieba, chociaż w formie online – moje bolączki i radości, wzniosłe jak i smutne chwile, dziennik, miejsce wspomnień. Mam nadzieję, że i tobie się tu spodoba i z chęcią będziesz powracać, by zobaczyć, co tym razem ta szalona ruda odwaliła :)

Zapraszam również na mój INSTAGRAM.



Komentarze

  1. Rdzawa :D dalej ma jobla na punkcie kotków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to raczej szybko się nie zmieni ;) o ile kiedykolwiek ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję ślicznie za pozostawienie po sobie śladu.:)

Zainteresują Cię również...

#32. WROCLOVE - SKYTOWER, OGRÓD JAPOŃSKI, MIASTO.

Cześć i czołem! Przychodzę do Was z drugą częśćią fotrelacji mojego pobytu w magicznym mieście – Wrocławiu. Nie chcąc się rozdrabniać – tym razem zapraszam Was na zdjęcia ze Sky Tower, fontanny multimedialnej, Ogrodu Japońskiego i miasta. Mam nadzieję, że fotografie przypadną Wam do gustu! Pierwszym punktem na naszej liście do zwiedzania było Sky Tower. Wybraliśmy się tam także dlatego, że we Wrocławiu byliśmy przed południem, a doba hotelowa zaczynała się po czternastej. Dodatkowo, miejsce naszego noclegu było rzut beretem od Sky Tower, tak więc po niemiłej niespodziance, jaką zafundował nam taksówkarz (niezrzeszony, za 2 km policzył sobie 25 PLN), zostawiliśmy rzeczy w hotelu i ruszyliśmy na podbój wrocławskich niebios. Polecam Sky Tower każdemu, kto lubi piękne widoki czy panoramę miasta. My byliśmy zakochani w tym, co ukazało się naszym oczom. Mieliśmy także farta – pogoda tego dnia była cudowna, powietrze przejrzyste, dzięki czemu wszyst

#12. DLACZEGO WARTO MIEĆ KOTA?

Cześć i czołem! Dziś post z mojej ulubionej, kociej kategorii. Będzie on pierwszym – mam nadzieję, że się Wam spodoba. Równocześnie, już na wstępie, chcę zaznaczyć, iż nie jest on tylko mojego autorstwa – swego czasu, na grupie Koty - nasza pasja. Kochamy,dbamy, bronimy , (do której serdecznie zapraszam wszystkich – zarówno miłośników kotowatych, jak i osoby, które pragną dowiedzieć się czegoś ciekawego) również spytałam, dlaczego warto mieć kota. Chciałabym, aby te kocie tematy nie były tylko moje ale również chociaż troszeczkę osób, które mają naprawdę olbrzymią wiedzę na ich temat. Acha. Od razu zaznaczam. Kocham wszystkie zwierzęta. WSZYSTKIE. Ale jestem kociarą . Nie psiarą. Nie chomikarą. Nie miłośniczką do nieskończoności innych zwierząt. Tak więc post ten będzie dotyczył TYLKO I WYŁĄCZNIE kotów. Na fotografiach oczywiście moje kotowate. Dlaczego warto mieć kota (jakby kogoś w ogóle trzeba było przekonywać…;)): 1.       Koty uczą pokory. Nie przybiega

#51. DOLINA PIĘCIU STAWÓW PO RAZ PIERWSZY - UMIERAJĄC NA SZLAKU... ;)

Hola :) Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą samodzielnie zaplanowaną, zeszłoroczną wyprawą w góry – 20 lipca 2017 do Doliny Pięciu Stawów . I od razu na wstępie zaznaczę, że jeszcze nigdy nie dostałam po dupie tak, jak wtedy . Generalnie Dolina Pięciu Stawów marzyła mi się już od kilku lat. Gdzieś w internecie natknęłam się na relacje z tej trasy, urzekły mnie zdjęcia i pełne zachwytu opisy. Naczytałam się, że trasa jest przyjemnie prosta, przyjemna i obfituje w boskie przeżycia wizualne. Byłam tak zaaferowana, że mało brakowało, a wybrałabym się tam pół roku wcześniej – w zimie ! O, ja głupia … Wyprawa do Doliny Pięciu Stawów zweryfikowała moją wiedzę, mój zapał i przede wszystkim – mój dystans i respekt do gór. Zaczęło się niewinnie – od ponad godzinnego krążenia w okolicy parkingów i szukania wolnego miejsca do zaparkowania, co bardzo opóźniło całą wyprawę. Potem podróż asfaltem ponad 3 km żeby dojść do Palenicy… Bilety kupiliśmy ok. 11. Abstrahując… Kolejka do prz