Przejdź do głównej zawartości

#78. TATRZAŃSKI RESET - Dolina Pięciu Stawów i Rusinowa Polana

Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare.  😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwykle z

#16. KWIATY KWITNĄCEJ WIŚNI W ŻELU POD PRYSZNIC.

Cześć!
Na przekór pogodzie, która ostatnio nieco zwariowała (deszcz, zawierucha, śnieg, słońce i temperatura na plusie z lodowatym wiatrem) dziś publikuję recenzję z iście wiosennymi akcentami. Zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat amerykańskiego żelu pod prysznic, którzy rzekomo miał pachnieć jak kwiaty kwitnącej wiśni wprost z Japonii. Czy tak było? Przekonajcie się sami.


Japanese cherry blossom – żel pod prysznic o zapachu kwiatów japońskiej wiśni.


Opakowanie – u mnie na duży plus, zwłaszcza, jeśli chodzi o etykietkę – kocham motywy sakury i ogólnie, wszystkiego, co Japońskie. Fajnie, że buteleczka jest przeźroczysta – raz, że nadaje jej to elegancji, dwa – widzimy ile żelu jeszcze nam zostało. Trochę ciężko chodziło otwarcie, w sensie, mocno trzeba było nacisnąć, żeby pojawiła się dziurka oraz troszkę namęczyć z wyciśnięciem, ale nie było to jakoś szczególnie uciążliwe.


Konsystencja – w sam raz, lekko oleista, nie za rzadka, idealna do nakładania na gąbkę czy dłoń.


Zapach – no i tu żel poległ na całej linii. Mimo pięknego opakowania, mojego ulubionego motywu i jednego z lubianych zapachów… no, on po prostu śmierdział. Śmierdział chemią, sztucznością i starymi perfumami. Uch, koszmar. To właśnie ze względu na zapach moim zdaniem zasłużył on na opinię bubla kosmetycznego – no bo jak można się myć w czymś, co śmierdzi tanią chemią?


Podsumowanie – jestem osobą, która dużą wagę przykuwa do szczegółów: opakowań, szaty graficznej, nawet kształtu buteleczek. Gdyby żel pachniał choć trochę tak, jak powinien, z pewnością moja miłość do niego trwała by dłużej, niż od dorwania go do pierwszej kąpieli. W każdym bądź razie, wykorzystywałam go do końca, choć robiłam to niechętnie, przez co trwało to długo. Nie wiem, może liczyłam na to, że się przyzwyczaję? Zmienię zdanie? No cóż, jeśli tak, to nie zmieniłam. Trochę żałuję, że nie zostawiłam go jako takiego japońskiego akcentu, który zdobiłby moją łazienkę. Choć z drugiej strony, chyba z każdym spojrzeniem w jego stronę przypominałabym sobie o tym fetorze, więc może to i dobrze, że już go nie mam? Przynajmniej fajnie, bo wiosennie, wygląda na zdjęciach. Napawam się tym widokiem, bo niestety – zapachem nie bardzo mogłam.

Komentarze

Zainteresują Cię również...

#32. WROCLOVE - SKYTOWER, OGRÓD JAPOŃSKI, MIASTO.

Cześć i czołem! Przychodzę do Was z drugą częśćią fotrelacji mojego pobytu w magicznym mieście – Wrocławiu. Nie chcąc się rozdrabniać – tym razem zapraszam Was na zdjęcia ze Sky Tower, fontanny multimedialnej, Ogrodu Japońskiego i miasta. Mam nadzieję, że fotografie przypadną Wam do gustu! Pierwszym punktem na naszej liście do zwiedzania było Sky Tower. Wybraliśmy się tam także dlatego, że we Wrocławiu byliśmy przed południem, a doba hotelowa zaczynała się po czternastej. Dodatkowo, miejsce naszego noclegu było rzut beretem od Sky Tower, tak więc po niemiłej niespodziance, jaką zafundował nam taksówkarz (niezrzeszony, za 2 km policzył sobie 25 PLN), zostawiliśmy rzeczy w hotelu i ruszyliśmy na podbój wrocławskich niebios. Polecam Sky Tower każdemu, kto lubi piękne widoki czy panoramę miasta. My byliśmy zakochani w tym, co ukazało się naszym oczom. Mieliśmy także farta – pogoda tego dnia była cudowna, powietrze przejrzyste, dzięki czemu wszyst

#12. DLACZEGO WARTO MIEĆ KOTA?

Cześć i czołem! Dziś post z mojej ulubionej, kociej kategorii. Będzie on pierwszym – mam nadzieję, że się Wam spodoba. Równocześnie, już na wstępie, chcę zaznaczyć, iż nie jest on tylko mojego autorstwa – swego czasu, na grupie Koty - nasza pasja. Kochamy,dbamy, bronimy , (do której serdecznie zapraszam wszystkich – zarówno miłośników kotowatych, jak i osoby, które pragną dowiedzieć się czegoś ciekawego) również spytałam, dlaczego warto mieć kota. Chciałabym, aby te kocie tematy nie były tylko moje ale również chociaż troszeczkę osób, które mają naprawdę olbrzymią wiedzę na ich temat. Acha. Od razu zaznaczam. Kocham wszystkie zwierzęta. WSZYSTKIE. Ale jestem kociarą . Nie psiarą. Nie chomikarą. Nie miłośniczką do nieskończoności innych zwierząt. Tak więc post ten będzie dotyczył TYLKO I WYŁĄCZNIE kotów. Na fotografiach oczywiście moje kotowate. Dlaczego warto mieć kota (jakby kogoś w ogóle trzeba było przekonywać…;)): 1.       Koty uczą pokory. Nie przybiega

#51. DOLINA PIĘCIU STAWÓW PO RAZ PIERWSZY - UMIERAJĄC NA SZLAKU... ;)

Hola :) Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą samodzielnie zaplanowaną, zeszłoroczną wyprawą w góry – 20 lipca 2017 do Doliny Pięciu Stawów . I od razu na wstępie zaznaczę, że jeszcze nigdy nie dostałam po dupie tak, jak wtedy . Generalnie Dolina Pięciu Stawów marzyła mi się już od kilku lat. Gdzieś w internecie natknęłam się na relacje z tej trasy, urzekły mnie zdjęcia i pełne zachwytu opisy. Naczytałam się, że trasa jest przyjemnie prosta, przyjemna i obfituje w boskie przeżycia wizualne. Byłam tak zaaferowana, że mało brakowało, a wybrałabym się tam pół roku wcześniej – w zimie ! O, ja głupia … Wyprawa do Doliny Pięciu Stawów zweryfikowała moją wiedzę, mój zapał i przede wszystkim – mój dystans i respekt do gór. Zaczęło się niewinnie – od ponad godzinnego krążenia w okolicy parkingów i szukania wolnego miejsca do zaparkowania, co bardzo opóźniło całą wyprawę. Potem podróż asfaltem ponad 3 km żeby dojść do Palenicy… Bilety kupiliśmy ok. 11. Abstrahując… Kolejka do prz