Przejdź do głównej zawartości

#78. TATRZAŃSKI RESET - Dolina Pięciu Stawów i Rusinowa Polana

Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare.  😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwykle z

#17. LUTY W KADRACH


Cześć!
Witam was serdecznie, popijając kawę i celebrując początek nowego tygodnia oraz żegnając powoli luty. Kolejny miesiąc dobiega końca, postanowiłam więc podzielić się z wami kadrami podsumowującymi ostatnie 29 dni. Jest to pierwszy tego typu post, planuję jednak wrzucać je regularnie. Myślę, że po jakimś czasie fajnie będzie wrócić do takich postów i powspominać. Ponadto, będą to najbardziej luźne wpisy, które pozwolą uporządkować mi wszystko to, co się działo. Czasami będą podzielone kategoriami, czasami opublikuję je w formie zdjęć i przemyśleń. Mam nadzieję, że spodoba się wam taka forma upubliczniania swoich, de facto, wspomnień.
Nie przedłużając, zapraszam do czytania!

SESJA



Początek lutego minął mi pod znakiem kończącej się sesji – pierwszej na nowej uczelni oraz na pierwszym roku magisterki. Na szczęście, wszystkie egzaminy udało mi się szczęśliwie zdać, dzięki czemu mogłam cieszyć się trzema tygodniami wolnymi od nauki.

WYDARZENIA

Najważniejszym wydarzeniem lutego był bankiet z okazji dziesięciolecia Magazynu Wesele. Pierwszy raz miałam przyjemność jako-tako pomagać w organizacji tak prestiżowego oraz ważnego wydarzenia – szczerze powiedziawszy, także po raz pierwszy w nim uczestniczyłam. Przyjęcie udało się rewelacyjnie!



Poza tym, byłam też na koncercie w Klubie Kwadrat. No cóż, z całego repertuaru znałam może z pięć piosenek a wszechobecny hałas oraz grupka kompletnie pijanych, obijających się o wszystkich ludzi skutecznie zniechęciła mnie do tego typu imprez organizowanych w niedużych salach. Choć usłyszeć „Wieżę radości, wieżę samotności” na żywo – bajka!



Wraz z Darią, przyjaciółką, z którą prowadzimy „Kobiecym okiem uchwycone” [KLIK] miałyśmy przyjemność realizować zamówienie na sfotografowanie asortymentu sklepu optycznego. Zdjęcia wyszły super, choć bez przygód się nie obeszło – po sfotografowaniu dwóch oprawek strzeliła jedna lampa w studiu. A pisząc strzeliła – naprawdę mam to na myśli. Huk, smród i rozbite szkło…











KULTURALNIE

Biorę udział w wyzwaniu „Przeczytam 52 książki w 2016 roku”. Idzie mi opornie, przyznaję. Póki co, mam za sobą cztery pozycje. Jedyne, co mnie pociesza, to fakt, że wybrałam naprawdę świetnie książki. Murakamiego mam zamiar łyknąć całego – cztery pierwsze powieści mam za sobą (przeczytałam jeszcze „Na południe od granicy, na zachód od słońca”, ale było to w styczniu). Naprawdę – szczerze polecam, nie tylko miłośnikom Japonii.



Luty upłynął mi pod znakiem naprawdę fajnej muzyki. Jedną z moich ulubionych piosenek tego miesiąca zostało „7 years” Lucasa Grahama.


Kolorowałam. Trochę więcej, niż pokazuję, bo chwalić się nie ma czym. Nawet nie wiedziałam, że to taka ciężka praca!

Nie obyło się także bez odwiedzin w kinie – „Planeta Singli” to film, któremu daję zdecydowane 10/10 punktów. Śmiałam się i płakałam. I nie, nie poszliśmy na niego z okazji Walentynek.




INNE

A jeśli już o Walentynkach mowa – nie jestem miłośniczką jakiegoś przesadnego celebrowania takich dni. Wystarczyły słodkości oraz obiad upichcone przeze mnie oraz piękny bukiet kwiatów. No i obecność tej najważniejszej osoby.



Nie chcę pisać o nowościach kosmetycznych, gdyż byłoby tego za dużo. Zamiast tego wrzucę jedną fotografię, którą możecie traktować jako  zapowiedź jednego z najbliższych postów. No i pochwalę się najpiękniejszymi butami ever! :)





Ha, myśleliście, że Was oszczędzę?! Nie ma tak lekko, koty muszą być  - tym razem moje ulubione zdjęcia z lutego – piękne, kocie paczałki! Od góry: Filu, Diabełek, Korunia i Mila.




Siląc się na podsumowanie – luty minął mi niebywale szybko. Nie zabrakło pysznego jedzenia oraz przede wszystkim dobrej muzyki. To był również czas kompletnych zawirowań pogodowych – śnieg, deszcz, słońce… Bardzo dobrze wspominam również przede wszystkim bankiet z okazji dziesięciolecia Magazynu Wesele oraz zdanie sesji. Z pewnością będę wspominała go miło.









Komentarze

Zainteresują Cię również...

#32. WROCLOVE - SKYTOWER, OGRÓD JAPOŃSKI, MIASTO.

Cześć i czołem! Przychodzę do Was z drugą częśćią fotrelacji mojego pobytu w magicznym mieście – Wrocławiu. Nie chcąc się rozdrabniać – tym razem zapraszam Was na zdjęcia ze Sky Tower, fontanny multimedialnej, Ogrodu Japońskiego i miasta. Mam nadzieję, że fotografie przypadną Wam do gustu! Pierwszym punktem na naszej liście do zwiedzania było Sky Tower. Wybraliśmy się tam także dlatego, że we Wrocławiu byliśmy przed południem, a doba hotelowa zaczynała się po czternastej. Dodatkowo, miejsce naszego noclegu było rzut beretem od Sky Tower, tak więc po niemiłej niespodziance, jaką zafundował nam taksówkarz (niezrzeszony, za 2 km policzył sobie 25 PLN), zostawiliśmy rzeczy w hotelu i ruszyliśmy na podbój wrocławskich niebios. Polecam Sky Tower każdemu, kto lubi piękne widoki czy panoramę miasta. My byliśmy zakochani w tym, co ukazało się naszym oczom. Mieliśmy także farta – pogoda tego dnia była cudowna, powietrze przejrzyste, dzięki czemu wszyst

#12. DLACZEGO WARTO MIEĆ KOTA?

Cześć i czołem! Dziś post z mojej ulubionej, kociej kategorii. Będzie on pierwszym – mam nadzieję, że się Wam spodoba. Równocześnie, już na wstępie, chcę zaznaczyć, iż nie jest on tylko mojego autorstwa – swego czasu, na grupie Koty - nasza pasja. Kochamy,dbamy, bronimy , (do której serdecznie zapraszam wszystkich – zarówno miłośników kotowatych, jak i osoby, które pragną dowiedzieć się czegoś ciekawego) również spytałam, dlaczego warto mieć kota. Chciałabym, aby te kocie tematy nie były tylko moje ale również chociaż troszeczkę osób, które mają naprawdę olbrzymią wiedzę na ich temat. Acha. Od razu zaznaczam. Kocham wszystkie zwierzęta. WSZYSTKIE. Ale jestem kociarą . Nie psiarą. Nie chomikarą. Nie miłośniczką do nieskończoności innych zwierząt. Tak więc post ten będzie dotyczył TYLKO I WYŁĄCZNIE kotów. Na fotografiach oczywiście moje kotowate. Dlaczego warto mieć kota (jakby kogoś w ogóle trzeba było przekonywać…;)): 1.       Koty uczą pokory. Nie przybiega

#51. DOLINA PIĘCIU STAWÓW PO RAZ PIERWSZY - UMIERAJĄC NA SZLAKU... ;)

Hola :) Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą samodzielnie zaplanowaną, zeszłoroczną wyprawą w góry – 20 lipca 2017 do Doliny Pięciu Stawów . I od razu na wstępie zaznaczę, że jeszcze nigdy nie dostałam po dupie tak, jak wtedy . Generalnie Dolina Pięciu Stawów marzyła mi się już od kilku lat. Gdzieś w internecie natknęłam się na relacje z tej trasy, urzekły mnie zdjęcia i pełne zachwytu opisy. Naczytałam się, że trasa jest przyjemnie prosta, przyjemna i obfituje w boskie przeżycia wizualne. Byłam tak zaaferowana, że mało brakowało, a wybrałabym się tam pół roku wcześniej – w zimie ! O, ja głupia … Wyprawa do Doliny Pięciu Stawów zweryfikowała moją wiedzę, mój zapał i przede wszystkim – mój dystans i respekt do gór. Zaczęło się niewinnie – od ponad godzinnego krążenia w okolicy parkingów i szukania wolnego miejsca do zaparkowania, co bardzo opóźniło całą wyprawę. Potem podróż asfaltem ponad 3 km żeby dojść do Palenicy… Bilety kupiliśmy ok. 11. Abstrahując… Kolejka do prz