Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwyk...
Dzień dobry, witam serdecznie w czerwcu – miesiącu pachnącym
wakacjami (oraz egzaminami!). Nie wiem jak Wy, ale ja się cieszę,
że maj mam już za sobą.
Dziś przychodzę do Was z recenzją produktu, w którym zakochałam
się bez pamięci. Jakiś czas temu koty zniszczyły mi szczotkę do
włosów (nie pytajcie), a ponieważ ostatnio coraz bardziej
świadomie o nie dbam (akurat w tym przypadku chodzi mi o włosy),
postanowiłam się rozejrzeć za czymś, co pomoże mi w ich
pielęgnacji. Chyba nikogo nie zdziwi, że pod lupę wzięłam słynną
firmę Tangle Teezer. Na początku zastanawiałam się pomiędzy
wersjami Original a Salon Elite. Naczytałam się
mnóstwo opinii, recenzji i porównań, które tak bardzo namieszały
mi w głowie, że postanowiłam kierować się po prostu zdrowym
rozsądkiem – jako, że moje włosy bardzo się puszczą i,
delikatnie rzecz ujmując, jest ich mnóstwo ostatecznie zdecydowałam
się na Salon Elite w
ślicznym, błękitnym kolorze. Bardziej przemawiał do mnie
jej bananowy kształt oraz większa powierzchnia igiełek. Poza wyżej
wspomnianymi do wyboru jest więcej wersji słynnej szczotki –
idealna do torebki Compact, czy na basen (lub, do
rozprowadzania odżywki) Aqua Splash, w którą mam zamiar się
zaopatrzyć w niedalekiej przyszłości. A to i tak nie wszystko.
A wracając do mojej Salon Elite w ślicznych kolorach o
wdzięcznej nazwie Blue Blush –
jestem nią absolutnie oczarowana. Górę ma matową, dzięki czemu
nie widać zarysowań. Od strony igiełek jest w kolorze mocnego,
jaskrawego różu.
- Po pierwsze – posiadam ją około dwóch miesięcy – do tej pory ani raz się nie zdarzyło, abym miała problem z rozczesaniem włosów. A wierzcie mi – do tej pory bywało bardzo różnie.
- Po drugie – rewelacyjnie masuje. Naprawdę. Na którymś z blogów przeczytałam, że to żadna nowość, bo przecież „wszystkie szczotki gwarantują masaż głowy”. No cóż, może problem tkwi w szczotkach, które używałam do tej pory – każda z nich umywa się pod tym względem do mojej Salon Elite. Przy jej używaniu masaż głowy jest tak przyjemny, że nie odmówili mu ani rodzice, ani chłopak, ani teściowie... Naprawdę. Mogę siedzieć i smyrać się nią po głowie – nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło! Jednym słowem: rewelacja!
- Po trzecie – kształt, którego z początku obawiałam się najbardziej. Jest to jedyny powód, dla którego tyle wstrzymywałam się przez zakupem jakiejkolwiek Tangle Teezer – ich kształt po prostu do mnie nie przemawiał. No bo jak to tak, bez rączki (pomijając wersję Angel)?! Moje obawy zniknęły wraz z pierwszym użyciem. Nie wiem jak w innych wersjach, ale Salon Elite naprawdę dobrze leży w ręce. Do tej pory wypadła mi może raz, lecz i tak uważam, że to przez moją wrodzoną ślamazarność niż jej kształt.
Ciężko jest mi się wypowiadać co
do poprawy kondycji moich włosów za sprawą szczotki. Jak
wspomniałam na początku, od jakiegoś czasu bardziej świadomie
podchodzę do ich pielęgnacji, nakładam oleje, maski, nie targam,
nie szarpię... Widzę poprawę, jednak nie zaryzykuję
stwierdzeniem, że to właśnie dzięki odpowiedniemu czesaniu. Na
pewno jednak muszę powiedzieć, że po rozczesaniu włosy są
naprawdę miłe w dotyku, niesplątane, trochę mniej się także
puszą, a przede wszystkim zbieram ich dużo mniej ze szczotki po
czesaniu (a dodatkowo: nie potrzebuję do tego grzebienia, gdyż
bardzo łatwo się ją czyści).
Jeśli chodzi o wady szczotki,
doszukałam się na razie jednej – problem z wyjazdami – odradzam
wrzucanie jej luzem do torby czy plecaka, gdyż mogą pognieść się
igiełki – w moim przypadku na szczęście spotkało to do tej pory
tylko jedną, jednak mimo to warto ją zabezpieczyć , a w domu nie
upychać po szufladach. Mimo wszystko, jest to dość elastyczny
plastik.
Tak czy siak, podsumowując: ja w
swojej Blue Blush jestem
absolutnie zakochana i nie wyobrażam sobie wrócić do zwykłych
szczotek. Z rozczesywaniem nie mam żadnych problemów, a masaż
głowy, który nam oferuje sprawia, że się rozpływam, dlatego
szczerze mogę Wam polecić wersję Salon Elite.
PS: Coś mi się podziało z blogiem i nie zapisują się style, tj. czcionka, odstępy między wierszami, wyjustowanie... Działam w kierunku naprawienia tego. :(
Też mam tą wersję w kolorze fioletowo-różowym. Faktycznie błędem było wrzucanie jen do torebki, bo igiełki nieco się pogniotły, ale ona wciąż działa bez zarzutu :)
OdpowiedzUsuń