Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwyk...
Hola!
I
oto nadszedł ten dzień – ostatni post z serii wakacyjnych wspomnień :)
Dziś
zapraszam Was na podsumowanie naszego urlopu na Minorce.
Jak
wcześniej wspomniałam, zdecydowaliśmy się na wczasy z TUI. Czy jesteśmy
zadowoleni z obsługi? Jak najbardziej tak. Pan z Galerii Kazimierz kupił nas na
sto procent – nawet mimo błędu z miejscowością, do której mieliśmy lecieć
(byliśmy w Cala en Forcat, na stronie widniała informacja o Arenl d’en Castell,
czyli zupełnie inna część wyspy – po naszej interwencji błąd został
naprawiony).
Przy
wejściu stało takie cudeńko z zimną wodą bądź wodą z sokiem pomarańczowym.
Idealne ochłodzenie!
Wylatywaliśmy
28 września chwilę po 13 z Warszawy (z braku zaufania do PKP z Krakowa
wyjechaliśmy o 4 nad ranem), a na Minorce wylądowaliśmy około 15 – różnica temperatury
stała się odczywalna niemal natychmiast, jeszcze na lotnisku. Podróż do hotelu
autokarem (pełen wypas!) zajęła niecałą godzinę, dzięki czemu załapaliśmy się
jeszcze na hotelowy obiad. Tu ciekawostka – to były nasze pierwsze wakacje all
inclusive, kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, jak zajmować
stoliki, czy możemy korzystać ze wszystkiego, czy nie. Do tego na początku nie
piliśmy do obiadu, bo do dyspozycji były tylko kieliszki na wino (stała maszyna
z trzema gatunkami win do picia – nie wiedzieliśmy, czy możemy je pić, bo w
barze niektóre drinki były płatne), dopiero dwa dni później podpatrzyliśmy, że
do tych kieliszków inni nalewają sobie spokojnie coli (eureka! Odkryliśmy wtedy
też maszynę z colą, sprite itp.) oraz soków, które wyczailiśmy na szczęście od
razu – do naszej dyspozycji był sok pomarańczowy, jabłkowy, ananasowy i z
grejfruta. Generalnie, z początku zachowywaliśmy się troszkę jak jaskinowcy.
Ba, pierwszego dnia bardzo źle się czułam w krótkich spodenkach, które ubrałam
do obiadu i żałowałam, że nie wzięłam elegantszej sukienki, haha. Oswoiliśmy
się tak dopiero po dwóch dniach właśnie.
Nasz
pakiet all inclusive zawierał śniadania, obiady, kolacje, zimny bufet czynny
pomiędzy daniami głównymi oraz sporą część oferty dwóch barów – dziennego, przy
basenie i wieczornego, w środku hotelu. Jak wspomniałam wcześniej, niektóre
drinki były płatne, na szczęście whisky z colą, biały rum z colą, które
ubóstwiał Paweł, piwo (bezalkoholowe i zwykłe) oraz moje odkrycie – drink San
Francico były za darmo, także nie odczuwaliśmy tego jakość szczególnie.
Ponadto, także przy barze była maszyna z zimnymi napojami oraz winami do
dyspozycji gości – coś jak maszyny w fastfoodach z dolewką. Ba, nawet piwo
nalewało się z takiej maszyny. Zimny bufet oferował zazwyczaj pizzę,
hamburgery, które składało się samemu, hotdogi, jogurty, lody, sałatki, frytki –
no nie dało się być głodnym!
Jedzenie
samo w sobie było bardzo smaczne. Olbrzymi wybór sprawiał, że nawet taki
niejadek jak ja nie narzekał. Zresztą, spójrzcie tylko na te zdjęcia :)
Wybaczcie
za jakość niektórych zdjęć, wszystkie były robione telefonem.
Naszą
rezydentką była bardzo miła Pani, która podczas pierwszego spotkania opowiedziała
nam wiele ciekawostek o Minorce, rozdała mapy i pokazała, które miejsca warto
zwiedzić. Można się u niej także było zapisać na wycieczki czy wynająć
samochód.
W
trakcie pobytu czekało na nas kilka wycieczek. Jak wiecie, skorzystaliśmy z
jednej, z polskim pilotem. Była to objazdówka po wyspie, o której więcej
przeczytacie TUTAJ – kosztowała nas ona 50 € od osoby.
Moje
ulubione San Francisco!!! ♥♥♥
Hotel, Globales Club Almirante Farragout spełnił
wszystkie nasze życzenia. W pokoju znajdowała się duża, zabudowana szafa,
telewizja (angielska bądź hiszpańska), biurko, lodówka, w której czekała na nas
woda oraz dwa łóżka. Niestety, na łóżka muszę ponarzekać, choć były wygodne,
fakt, że były dwa i do tego – olaboga, na kółkach (!) sprawiał, że ciężko spało
się razem dwóm osobom – w nocy łóżka się po prostu rozjeżdzały.
W pokoju wisiała piękna fototapeta z widokiem
Minorki. Generalnie, takie obrazy wisiały w większości pomieszczeń w hotelu.
Łazienka była obłędna. Tak mi się podobała, że
obiecałam sobie, że podobną będę miała we własnym mieszkaniu – jasna, z do
połowy zabudowanym prysznicem – ściana przy prysznicu imitowała skały i wodę na
Minorce. No coś pięknego!
Ale i tak nic nie mogło pobić okolicy hotelu.
Bajka, po prostu bajka… Hotel znajdował się tuż przy baśniowych klifach.
Zresztą, co ja będę pisać – zobaczcie poniżej. Ach, no i oczywiście na terenie hotelu znajdowały się leżaki, stoliczki i basen, z którego skorzystaliśmy raz.
I tu również mój ukochany drink ♥♥♥
Widok
na Majorkę :)
Podczas niemal całego pobytu pogoda dopisywała –
wyjątkiem było ochłodzenie na morzu w trakcie naszego rejsu oraz pół następnego
dnia, kiedy padało – tego dnia, którego spędziłam całego w łóżku z gorączką,
także wiele nie straciłam.
Poza tym pogoda oscylowała w okolicach 25
stopni. Było ciepło, przyjemnie, bez problemu nawet taki bladuch jak ja się
opalił, ale nie lało się z nas jak to latem bywa, dzięki czemu mogę śmiało
powiedzieć, że pogoda była po prostu przyjemna. Nie smażyło, było po prostu
bardzo ciepło. Woda z początku wydawała się chłodnawa, ale już po paru minutach
ciężko było z niej wyjść. I powiem Wam, że przez Minorkę zaczęłam gardzić
plażami… Mimo, że mieliśmy je dwie w okolicy, to już pierwszego dnia
zdecydowaliśmy się na odpoczynek i opalanie na klifach. I choć nie wchodziło
się tu do wody od wysokości kostek, ale od razu z grubej rury – do wody o
wysokości 5 m, dla nas było to super. Raz, mogliśmy pływać bez problemu, dwa –
swoje rzeczy mieliśmy naprawdę blisko siebie. No i rewelacyjnie obserwowało się
podwodny świat – rybki czy kraby. Także ten, plaże są przereklamowane;)
Powrót mieliśmy zaplanowany na 5 października.
Wylot powinien odbyć się około 17. Niestety, był to ten dzień, w którym w
Polsce szalał wiatr. Samolot mieliśmy opóźniony o ponad 2 godziny. Autokarem
wyjechaliśmy po 13, dzięki czemu załapaliśmy się na ostatni, pożegnalny obiad.
W Polsce zamiast o 19 byliśmy po 21.
Generalnie, niezbyt przyjemnie uczucie, kiedy wyjeżdżasz z 25 stopni do
zaledwie kilku a do tego mega piździawy. No cóż… Ja wracałam już w długich
spodniach a w plecaku miałam buty na zmianę oraz kurtkę. Paweł spodnie z
krótkich na długie zmienił dopiero w pociągu, który notabene też miał
opóźnienie. Zamiast być w domu około północy, jak planowaliśmy, dotarliśmy do
niego dopiero po 7 rano. W samych polach staliśmy ponad 3 godziny – to tak na
wszelki wypadek, gdyby ktoś się dziwił, czemu z Krakowa wyjeżdżaliśmy tak
wcześnie ;)
W Biurze Podróży zapłaciliśmy ok. 2800 PLN od
osoby za „osiem” dni (nie były to pełne dni, bo wliczony był przylot ok. 15 i
powrót już po 13). Dobraliśmy parę bajerów, takich jak gwarancja najniższej
ceny, lepsze ubezpieczenie, sami wybieraliśmy miejsca w samolocie i
zdecydowaliśmy się na wybór pokoju z widokiem na morze. No cóż, były to nasze
pierwsze prawdziwe wczasy – nie tylko wspólne, ogólnie, dlatego postanowiliśmy,
że zaszalejemy.
Z wyjazdu jesteśmy mega zadowoleni.
Odpoczęliśmy, naładowaliśmy baterie, pozwiedzaliśmy, objadaliśmy się i
opijaliśmy pysznościami. Fajnie było dać się tak rozpieścić. Minorka sama w
sobie jest tak samo piękna jak i zróżnicowana. Bardzo żałujemy, że
zdecydowaliśmy się na krótszy pobyt oraz, że nie mieliśmy możliwości
wypożyczenia samochodu, aby zwiedzić czerwone plaże (ja nie jeżdzę, Paweł nie
ma prawa jazdy). Wymarzyłam sobie, że jeszcze kiedyś tam wrócimy, za parenaście
lat, jako taka podróż sentymentalna. Mam nadzieję, że moje marzenie się spełni.
Jeśli ktoś mnie zapyta, czy polecam wakacje na
Minorce, to tak, zdecydowanie. Ale niekoniecznie osobom, które lubią, gdy coś
się dzieje. Zapewne w sezonie ma miejsce więcej atrakcji, na przełomie września
i października spora część miasta wygląda na wymarłą. Nie ma głośnych imprez
czy zabaw. Jest to więc idealne miejsce dla osób, które szukają spokoju, chcą
złapać oddech i napawać się naturalnym pięknem. Imprezowiczom polecamy
Teneryfę, Ibizę czy Majorkę. Minorka jest piękna i dziewicza, jej dalsza
zabudowa jest w tej chwili zakazana, dzięki czemu istnieje szansa, że nie
straci na swej wyjątkowości ani trochę przez najbliższe lata – nawet o
rozbudowę drogi głównej (przez całą Minorkę idzie jedna główna trasa z rondami
oraz rozdzielające się od niej mniejsze – nie ma możliwości objechać jej
samochodem dookoła) trzeba było walczyć :) Dlatego naprawdę szczerze polecam ją
osobom wrażliwym na piękno, osobom, które chcą odpocząć i napawać swe oczy
obłędnymi widokami. Naprawdę warto.:)
Korzystając z okazji - Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim :)
Oj, jak miło czasem pojechać na wakacje All Inclusive. Wygląda na to, że spędziliście czas w bardzo miły sposób. Temperatura oscylująca w granicach 25 st - to idealny stan jak dla mnie. Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńoj, tak, tama temp. jest zdecydowanie najlepsza.;)
Usuńdziękuję!
Piekne zdjęcia, przede wszystkim tego jedzonka:-)
OdpowiedzUsuńdziękuję.:)
UsuńWygląda na wspaniałą podróż! Też mam nadzieję tam pojechać :D
OdpowiedzUsuńWarto było czekać na zdjęcia z jedzenia! I ten bekon mhhmm ;p Trzeba zacząć zbierać powoli pieniążki na wakacje!
OdpowiedzUsuńweź nic mi nie pisz, od pierwszej wypłaty w nowej pracy zaczynam odkładać :D
UsuńPiękne wczasy! Chętnie bym też odwiedziła takie miejsce.
OdpowiedzUsuńChętnie tam pojadę, gdy będzie okazja :D
OdpowiedzUsuńBardzo ładne miejsce a i jedzenie wygląda apetycznie :)
OdpowiedzUsuńsuper zdjęcia <3 aż zgłodniałem! :D
OdpowiedzUsuńJedzonko mają fajne, wygląda smakowicie. Widoki też niczego sobie... ;)
OdpowiedzUsuńOjej ale fantastyczne wakacje. Bez atrakcji? W sam raz :)
OdpowiedzUsuń