Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwyk...
Hoł, hoł, hoł! Witam Was serdecznie w ten po-świąteczny, acz niezbyt zimowy dzień. Mam nadzieję, że mimo pogody daliście się ponieść magii oraz urokowi ostatnich dni. Jeśli o mnie chodzi, to tegoroczne święta po raz pierwszy w życiu spędziłam poza domem – w Łodzi, w której wiele rzeczy wygląda zupełnie inaczej niż u mnie. Dziś jednak chcę skupić się na tym, co najbardziej kocham w świętach. Nie zważając na nerwy, które towarzyszą przygotowaniom czy tłumom w sklepach (rok temu pracowałam w najbardziej obleganej galerii w Krakowie, więc wiem o czym mówię) – kocham ten pełen magii okres, gdy miasto zostaje przyozdobione pięknymi dekoracjami i lampkami, w radiu lecą świąteczne hity z „Last Christmas” na czele a wszystko dookoła (w teorii) opatula nieskazitelnie biały puch. Uwielbiam Wigilię i Boże Narodzenie, ponieważ w te dwa wieczory w końcu się nie spieszymy. Gdy kończymy dopinać na ostatni guzik wszystkie przygotowania, ostatni raz mieszamy zupę i nastawia...