Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwyk...
Trochę
ponad rok temu opublikowałam post, w którym opisywałam swoje wielkie rozżalenie
spowodowane Intel Extreme Master. A raczej tym, że na ową imprezę e-sportową
się nie dostałam, mimo odczekania kilku godzin w kolejce i bycia nieopodal
wejścia.
W
tym roku po raz drugi postanowiłam ugryźć temat, jednak z trochę innej strony.
Tym razem się udało – brałam udział w Intel Extreme Masters 2016. Jak było?
Jakie są moje odczucia? Jak to się stało, że się udało? Jesteście ciekawi?
Zapraszam na wpis!
- PAULA ZAWALIŁA
Zacznijmy
od historii rozluźniającej. Nawet nie wiecie, jak wielkim fartem była nasza
obecność na tegorocznym IEM’ie. Od roku planowaliśmy zakup droższych biletów na
rozgrywki Counter Strike. Byliśmy zdecydowani i gotowi do działania, tylko… przegapiliśmy
terminy sprzedaży i zanim się zorientowaliśmy, została nam tylko opcja z
noclegiem za 2000 PLN. Tak, moi drodzy, zawaliłam, zapomniałam kupić biletów.
Przełykając gorycz i rozczarowanie po raz kolejny postanowiliśmy przerzucić
realizację naszego marzenia na przyszły rok, aż pewnego dnia zauważyłam, że na
stronie Men Health organizowany jest konkurs, w którym do wygrania były
wejściówki. Wysłałam go mojemu P. z zastrzeżeniem, że ma brać udział i już. Ja
miałam wziąć w nim udział w wolnej chwili, z tymże… zupełnie o sprawie
zapomniałam aż do chwili, gdy mój luby otrzymał informację, iż wygrał. Nawet
nie chcecie słuchać, jakie oboje mieliśmy nastroje. Zawaliłam po raz drugi,
więc tym razem to P. wziął sprawy w swoje ręce i znalazł sympatycznego Pana, od
którego w ostatniej chwili odkupił bilet dla mnie. Oba były wcześniejszego
wstępu. Udało się! Pojechaliśmy!
- PIERWSZE WRAŻENIA
Z
naszymi biletami wpuszczali dużo wcześniej. Mimo ogromnej ilości osób nie
staliśmy w kolejce nawet godziny. Ba, jestem skłonna stwierdzić, że wszystko
zamknęło się w trzydziestu minutach. Pełni nadziei i podekscytowania
przekroczyliśmy próg Spodka. I… to było niesamowite. W środku było sporo osób,
jednak spokojnie można było obejść wszystkie stanowiska, zjeść hotdoga, obejrzeć
scenę (wyglądała spektakularnie!) a także… wziąć udział w turnieju Counter
Strike’a Global Offensive. Zostałam wybrana do rozgrywek – i tu małe
rozczarowanie – z każdego meczu brali dwie osoby z najlepszymi wynikami. Byłam
druga przez prawie całą mapę (na początku prowadziłam!). Nawet nie wiecie,
jakiego trzeba mieć pecha, kiedy ktoś w ostatnich 10 sekundach was wyprzedza o
jedno, maksymalnie dwa zabicia, hahaha. Niestety, nie udało mi się
zakwalifikować do drugiego etapu, ale możliwość zagrania na profesjonalnym
sprzęcie oraz utarcia nosa kilku facetom i tak wprawiła mnie w dobry nastrój.
Cały czas czułam się jak naćpana szczęściem, naprawdę. Coś cudownego.
Kilkakrotnie musiałam przekonywać siebie samą, że to dzieje się naprawdę, że jestem
w Spodku, że biorę udział w jednej z największych imprez e-sportowych, że obejrzę
finał!
Niemal
przy każdym stanowisku działo się coś ciekawego. Nam udało się kupić kilka
części do mojego PC, którego powoli składaliśmy. I do tego w naprawdę
konkurencyjnych cenach – rewelacja!
Zakupiliśmy też kilka pamiątek, jak wlepki z logo Virtus.Pro, wisiorek,
bransoletki… By ten dzień wspominać jeszcze przez lata.
Atmosfera
przez cały czas była niesamowita. Mimo, iż z każdą godziną robiło się coraz
tłoczniej – nie przeszkadzało nam to.
- MAŁE ROZCZAROWANIE
Nie
mogę o tym nie wspomnieć. W trakcie trwania IEM’u, przy stanowisku Intela
zorganizowane miało być spotkanie z polską drużyną. Miało ono trwać 45 minut.
Wpuścili ograniczoną ilość osób – w tym i nas. Spokojnie, w te 45 minut każdy
mógł dostać autograf i zrobić sobie zdjęcie z Virtusami, gdyby nie fakt, że
nasi reprezentanci zerwali się po niespełna 30 minutach. Trochę przykre, no ale
cóż, najwidoczniej nie można mieć wszystkiego. Zwiedziliśmy stanowiska,
kupiliśmy co chcieliśmy, a ponieważ zostały niecałe dwie godziny do finału,
postanowiliśmy udać się na scenę.
- FINAŁ
Akurat
rozgrywał się finał Starcrafta, którego ni chuchu nie rozumiem. Trochę się
nagimnastykowaliśmy, ponieważ ciężko było znaleźć jakieś miejsca, jednak się
udało. Tłumy były niesamowite. I to uczucie oczekiwania na mecz fnatic vs LG.
Jednak nic nie pobije samego finału. Już pomijam efekty specjalne, które były
naprawdę spektakularne, i świetną grę LG w pierwszej połowie meczu. To, co się
działo na trybunach… No nie da się tego opisać. W życiu nie widziałam czegoś
takiego na ŻADNYM meczu. Wszyscy kibicowali, krzyczeli, klaskali, skandowali,
radość po każdym fragu ulubionej drużyny, czy żal po przegranej rundzie. No,
tego się po prostu nie da opisać. I chociaż VP się nie dostali, chociaż LG to
drużyna, którą lubię, acz nie uwielbiam, i tak kibicowałam im z całych sił
(przepraszam, ale nie przepadam za fnatic).
Rety,
co tu dużo mówić – to była REWELACJA. Żyłam tym wydarzeniem jeszcze kupę czasu,
mimo, że minął ponad miesiąc, pisząc tego posta, nadal go przeżywam, czując
przyjemne mrowienie w całym ciele. Naprawdę, uważam, że każdy fan e-spotu
powinien wziąć udział w czymś takim. Tfu, nie tylko fan, ale i przeciwnik – na
pewno zmieniłby wtedy zdanie.
- NA KONIEC
Była
to pierwsza impreza tego typu, w której brałam udział. I na pewno nie ostatnia.
Chcę to przeżyć jeszcze nie raz, nie dwa a kilka co najmniej. Mimo kilku
organizacyjnych niedociągnięć, mimo postawy VP… Nic nie było w stanie zepsuć mi
tego dnia, nawet fakt, że to fnatic wygrało mistrzostwa. Naprawdę, moi mili,
życzę każdemu, by choć raz przeżył coś tak emocjonującego.
I pamiętajcie! NEVER. STOP. GAMING. ♥
Fajnie, że udało Wam się dostać :) impreza raczej nie w moim stylu bo się kompletnie na temacie nie znam,ale rozumiem to uczucie szczęścia kiedy uda Ci się zrobić coś tak fajnego ;)
OdpowiedzUsuńMusiało być świetnie :) zapraszam na : twoimioczami.blogspot.com - nowy, motywujący wpis, a bynajmniej tak mi się wydaje :)
OdpowiedzUsuń