Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwykle z
Cześć!
Dziś przychodzę do Was ze spóźnioną relacją z kwietniowego wypadu w góry – jak wspominałam ostatnio, 9 kwietnia, wybraliśmy się z moim P. do Zakopanego, by przejść się na Rusinową Polanę a potem zobaczyć popularne krokusy w Dolinie Chochołowskiej. Pierwotny plan zakładał Kalatówki, ale wtedy nie były jeszcze w pełnym rozkwicie, a urlop i pogoda już zaklepane, dlatego udaliśmy się na jeden z najpopularniejszych szlaków krokusowych.
Dziś przychodzę do Was ze spóźnioną relacją z kwietniowego wypadu w góry – jak wspominałam ostatnio, 9 kwietnia, wybraliśmy się z moim P. do Zakopanego, by przejść się na Rusinową Polanę a potem zobaczyć popularne krokusy w Dolinie Chochołowskiej. Pierwotny plan zakładał Kalatówki, ale wtedy nie były jeszcze w pełnym rozkwicie, a urlop i pogoda już zaklepane, dlatego udaliśmy się na jeden z najpopularniejszych szlaków krokusowych.
Pogoda nadal dopisywała, było
bardzo ciepło, zarówno w jedną jak i drugą stronę szłam w samej bluzce. Do
Siwej Polany podjechaliśmy busikiem z PKP Zakopane. Było około 13 a liczba
samochodów na parkingu przerażała. Na szczęście, po wejściu na szlak okazało
się, że przeważająca liczba ludzi idzie w kierunku przeciwnym do naszego ;)
Było też dość sporo luzu, nikt na nikogo nie wpadał.
Jeśli chodzi o sam szlak to
prowadzi on na początku asfaltową drogą, potem taką bardziej ubitą. Można
jechać nim na rowerze, rodzice z wózkami również nie będą mieli większych
problemów z dostaniem się do Schroniska. Sama w sobie trasa jest przyjemna i do
schroniska mamy ok. 2 godziny drogi a pierwsze dywany krokusów witają nas już
przy parkingu.
Pierwsze krokusy widoczne zaraz za
parkingiem :)
Abstrahując od opisu wyprawy - generalnie
spotkałam się na grupach o Tatrach z dość dziwnym zjawiskiem – powszechnym
„hejtem” na ludzi chwalących się wizytą w Chochołowskiej w okresie kwitnienia
kwiatów (ba, w ogóle dotyczy to sprawy krokusów). Kiedy ktoś zacznie pisać, że
nie rosną tylko w Chochołowskiej zaraz cała wataha go ucisza, żeby nie zdradzał
gdzie, bo, o zgrozo, jeszcze ktoś tam postanowi pojechać. Taka dziwna maniera
pt.: „Tatry są tylko moje”. Mistrzostwem był wpis jakiejś blogerki, która
niesamowicie narzekała na tłum ludzi obecnych na szlaku – robiła to… sama na
nim będąc, a co za tym idzie – będąc równocześnie częścią tego tłumu.
Hipokryzja?
Moim zdaniem lepsza wyprawa
chociażby do Chochołowskiej niż siedzenie na d… przed TV. Każdy ma prawo
zobaczyć ten spektakl natury i takie głupie pisanie przez pseudo tatromaniaków
jest dla mnie po prostu żenujące. Bo nagle nie tylko oni „chodzą w góry”. I nie
mówię tu o pseudo-turystach, którzy chcą rozpalać grilla, czy robią bukiety w
krokusów (bo to są nad wyraz wybitne jednostki, ale nie jest ich dużo). Nie
generalizujmy, po prostu. Każdy ma prawo zobaczyć krokusy, ot co.
Widok na Kończysty Wierch (na
środku) oraz Starorobociański Wierch (po lewej, urwany).
Ale wracając do meritum sprawy. Dla
mnie samej szlak na Chochołowską jest niebywale męczący, bo niemal cały czas
idzie się prosto (w praktyce – lekko pod górę, ale tego nie czuć), do tego ten
beton… Strasznie z P. żałowaliśmy, że nie pomyśleliśmy o rowerach, bo dwie
godziny wałowania taką trasą dało nam w kość. I nie chodzi o to, że jest
wymagający – jest po prostu nudnawy.
Za to jeśli chodzi o same krokusy
– mimo wszechobecnego hejtu „przecież to tylko kwiatki” uważam, że warto
zobaczyć to bajeczne zjawisko. Dla mnie fioletowe dywany były po prostu
przepiękne, wyglądały wręcz nierealnie :) I tutaj też, mimo powszechnie panującej
opinii, że my Polacy to takie gbury, nie szanujemy zieleni itp. – choć w
okolicach Schroniska było sporo osób (ale bez tłumu) tak znalazł się tylko
jeden palant-fotograf, który wlazł daleko za ogrodzenia. Ale! Zaraz przywoływał
go do porządku młody chłopak:)
Moja
pierwsza, oficjalna pieczątka!
Przepiękny
widok na Kominiarski Wierch ♥
Podsumowując, uważam, że warto
choć raz wybrać się na krokusy w góry. Może niekonieczne na Chochołowską –
kwitną też na Kalatówkach czy w Dolinie Miętusiej, ale ogólnie jest to
spektakl, który warto zobaczyć. Sama trasa na Chochołowską jest trochę nudna i
raczej nie wybiorę się na nią więcej, dopóki nie postanowię pójść na Grzesia,
Rakoń i Wołowiec.
Jejku jak pięknie. Jestem pełna zachwytu, że mamy takie bajeczne miejsca w kraju a ja nawet o nich nie słyszałam. Czas nadrobić zwiedzanie :)
OdpowiedzUsuńo rety, naprawdę nie słyszałaś o krokusach w Chochołowskiej? :D wow, co roku jest taki przesyt informacji :D
UsuńDziękuję za tą górską wycieczkę bez wychodzenia z domu :D.
OdpowiedzUsuńps.Jak ja dawno kroksów nie widzialam! <3
Wow, przepiękna relacje a zdjęcia cudowne ! Dobra robota ☺️
OdpowiedzUsuńPiękne widoki! Zazdroszczę wycieczki!
OdpowiedzUsuńPiękna relacja:) też wstyd się przyznać, że nie słyszałam o takim miejscu, aż do teraz:D pozdrawiam Angelika F
OdpowiedzUsuńto jestem w szoku, bo co roku wszystkie media o tym trąbią :D
Usuńpiękny, taki fioletowy widok :) kocham ten kolor i myślę, że fajnie by mi się tam wypoczywało :)
OdpowiedzUsuńPiękne krajobrazy. Dla takich widoków warto się wybrać na wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńJa chyba 100lat nie byłam w górach- także dziękuję za to wyprawę bez wychodzenia z domu :)
OdpowiedzUsuń