Przejdź do głównej zawartości

#78. TATRZAŃSKI RESET - Dolina Pięciu Stawów i Rusinowa Polana

Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare.  😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwykle z

#60. TOPR. ŻEBY INNI MOGLI PRZEŻYĆ - MOJE ODCZUCIA



„Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów jestem, na każde wezwanie Naczelnika lub jego Zastępcy – bez względu na porę roku, dnia i stan pogody – stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie odpowiednio na wyprawę zaopatrzony (…) w celu poszukiwać zaginionego i niesienia mu pomocy”.

Właśnie tym fragmentem przysięgi ratowników TOPR rozpoczyna się książka Beaty Sabała-Zielińskiej „TOPR. Żeby inni mogli przeżyć”. Książki, która zrobiła na mnie tak olbrzymie wrażenie, że postanowiłam podzielić się swoimi osobistymi odczuciami na jej temat z Wami, mimo, że recenzentka ze mnie bardzo marna. Proszę więc o wyrozumiałość ;)

Uważam, że pozycja ta jest obowiązkowa dla każdego górołaza. Ba, idealnie by było, by sięgnęli też po nią niedzielni spacerowicze, choć to raczej marzenia ściętej głowy. Poza historią TOPR-u znajdziemy w niej bowiem także wiele opisów zarówno wspaniałych akcji jak i olbrzymich tragedii, które miały miejsce w naszych górach. Tragedii, za które bardzo często winę ponoszą ludzie wybierający się w góry kompletnie nieprzygotowani, bez wiedzy, ekwipunku, bladego pojęcia o tym, na co się porywają.

W książce znajdziemy wypowiedzi ratowników, ich najbliższych czy osób przez nich uratowanych. Nie zabrakło w niej olbrzymiej wiedzy na temat pracy TOPR-u, informacji w jaki sposób można zostać ratownikiem (rozpoczynając od kandydata na kandydata;)) – a musicie wiedzieć, że jest to ciężki orzech do zgryzienia – nie wystarczy tylko silne ciało, ale także psychika, umiejętność radzenia sobie w skrajnych sytuacjach, podejmowania ciężkich decyzji, kiedy na szali jest ludzkie życie. Nie zabrakło opisu ratownictwa ścianowego, lawinowego, jaskiniowego, nurkowego oraz medycznego. Możemy przeczytać także o pilotach i śmigłowcach, bez których dzisiejsze ratownictwo górskie nie istnieje – od SM-1 do znanego nam dzisiaj Sokoła oraz o psach lawinowych. Dowiemy się także jaka jest różnica pomiędzy GOPR-em a TOPR-em z zaznaczeniem burzliwej przeszłości obu.


Historia TOPR-u przeplata się tu z opisem wielu akcji – zarówno tych zakończonych happy endem, jak i tych, kiedy sprowadzane zostawały ciała – niektóre nawet po wielu miesiącach od zaginięcia. Przeczytamy w niej o największych katastrofach i tragediach a także niemalże o cudach.

„Walczyła, ewidentnie walczyła. Poddała się w momencie wyciągnięcia jej spod śniegu, ale wtedy walkę o jej życie przejęli ratownicy” 
(s. 149).

W książce nie brakuje również zaskakujących ciekawostek – o tym, kto pod Zawratem uratował Lenina, dlaczego nie powinno się pozdrawiać lecących na akcję śmigłowcem ratowników, dlaczego turyści, którzy mieli kłopoty po Słowackiej stronie starają się wrócić na Polską, jakie potężne alergeny czekają na turystów w drodze do Morskiego Oka, dlaczego przy ciałach ludzi sprowadzanych z Tatr możemy znaleźć kosówkę oraz dlaczego aż do lat 90 XX wieku ratownicy w górach używali… pochodni. 

„W niektórych wypadkach siły natury są tak wielkie, że pozostaje tylko pokłonić się i powiedzieć: nic tu po mnie”.
(s. 192).

Kim są ratownicy w czerwonych polarach? Co nimi kieruje? Skąd w nich tyle determinacji i siły?

Czytając kolejne strony nie mogłam wyjść z podziwu. Moja pokora do naszych Tatr oraz podziw do ratowników (już i tak wielki) rosły z kartki na kartkę. Książka pokazuje, że nawet doświadczeni taternicy nie powinni bagatelizować Tatr (polecam rozdział o ratownictwie jaskiniowym i historię Stefana Stefańskiego czy opis akcji pod Rysami dotyczącej m.in. Piotra Kołodzieja w rozdziale o śmigłowcu),  a co dopiero ci, którzy swą przygodę dopiero z nią zaczynają. Niestety, książka ta (jak i kroniki TOPR-u, które możecie znaleźć na fb Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia  Ratunkowego) uświadamiają, jak wiele żółtodziobów, „zielonych jak szczypiorek na wiosnę” rusza w Tatry bez odpowiedniego przygotowania, obycia, ekwipunku. Jest to przerażające. Przerażające tym bardziej, że potem przez tak nieodpowiedzialne osoby swoje życie narażają ratownicy. Ba, nie brakuje nawet opisów sytuacji, kiedy turyści nie chcieli się przesunąć i zrobić miejsca na desant! Oraz takich, kiedy niemal rzucano się do ratowników, bo „co tak długo?” czy naprawdę głupie powody wezwania, telefony w grudniu z pytaniem o pogodę w lutym... To już mi się w głowie nie mieści. Jest to po prostu inny rodzaj absurdu… Nie wspominając o powtarzających się, zimowych sytuacjach w Morskim Oku, podczas których zaskoczonych turystów, po godzinie 16, zastaje… CIEMNOŚĆ. Szok i niedowierzanie…


Podczas swojej lipcowej wyprawy w 2017 miałam okazję obserwować akcję prowadzoną z Sokoła w okolicy Siklawy. To było coś niesamowitego. Mój podziw dla tych ludzi jest olbrzymi. Tym bardziej ze smutkiem czytałam o problemach z finansowaniem TOPR-u, o tym, jak trzeba było kombinować, by mieć sprzęt. Droga, którą musi przebyć człowiek, aby zostać ratownikiem w TOPR-ze jest wyboista, ciężka, pełna wyrzeczeń i polega na ciągłym samodoskonaleniu się,  nauce, ciągłych testach, kursach. Warto tu jednak zaznaczyć, że mimo tego, iż w wielu dziedzinach wciąż uważamy, że „gonimy ogon Europy”, tak poziom naszego ratownictwa górskiego jest wybitny i przodujemy. Tym bardziej przykro się robi człowiekowi, gdy czyta o wynagrodzeniu czy emeryturze dla ratowników. O tym również możemy przeczytać w książce, nie będę się więc wgłębiała w temat.


Czytając TOPR. By inni mogli przeżyć. targały mną różne uczucia. Przede wszystkim przodował podziw, szacunek, ale pojawiał się także smutek, złość i radość. To książka, obok której nie można przejść obojętnie, zwłaszcza, że opisuje prawdziwe sytuacje i prawdziwych ludzi, których możemy spotkać w Tatrach. Napisana jest świetnie, czyta się ją z przyjemnością. Historie w niej zawarte natomiast na długo pozostają w głowie i sercu. Po jej przeczytaniu moja pokora do gór jak i szacunek do ratowników są olbrzymie. Planując kolejne trasy na pewno w głowie będę miała historie, o których przeczytałam w książce, a wybierając się w góry będę jeszcze bardziej ostrożniejsza. Góry to żywioł, przy którym jesteśmy śmiesznie malutcy. Nie bądźmy głupimi turystami, nie pchajmy się w nie na siłę, kiedy komunikaty pogodowe są niesprzyjające, nie mamy odpowiedniego ubrania, butów. Nawet posiadając wiedzę i doświadczenie, nie zapominajmy o pokorze. Szanujmy siebie a przede wszystkich ratowników, którzy będą narażali swoje własne życie, by nas uratować.


PS: 22 listopada w Krakowie odbędzie się spotkanie z autorką. Szczegóły poniżej.
https://www.facebook.com/events/184855589101165/

PS2: Polecam również FB Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego - znajdziecie tam m.in. kroniki z opisem akcji TOPR-u i wiele przydatnych informacji, polecam!

Komentarze

  1. Myślę, zę miałabym podobne odczucia względem tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poruszająca przysięga i sama odwaga ratowników. Może nie mój gatunek książkowy ale może kiedyś trafi w moje ręce bym przeczytała więcej..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja generalnie też nie przepadam za takimi książkami, ale kurczę, ta wciągnęła od pierwszej strony...

      Usuń
  3. A ja takie pozycje lubie i chetnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To moze byc dobre! ;) lubie takie wydania ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj kusisz tą książką, chylę czoła przed ratownikami TOPR, bo to wymagająca i niebezpieczna praca ☺

    OdpowiedzUsuń
  6. wydaje mi się, że każdy kto wybiera się w Tatry albo inne góry powinni przeczytać tą książkę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję ślicznie za pozostawienie po sobie śladu.:)

Zainteresują Cię również...

#32. WROCLOVE - SKYTOWER, OGRÓD JAPOŃSKI, MIASTO.

Cześć i czołem! Przychodzę do Was z drugą częśćią fotrelacji mojego pobytu w magicznym mieście – Wrocławiu. Nie chcąc się rozdrabniać – tym razem zapraszam Was na zdjęcia ze Sky Tower, fontanny multimedialnej, Ogrodu Japońskiego i miasta. Mam nadzieję, że fotografie przypadną Wam do gustu! Pierwszym punktem na naszej liście do zwiedzania było Sky Tower. Wybraliśmy się tam także dlatego, że we Wrocławiu byliśmy przed południem, a doba hotelowa zaczynała się po czternastej. Dodatkowo, miejsce naszego noclegu było rzut beretem od Sky Tower, tak więc po niemiłej niespodziance, jaką zafundował nam taksówkarz (niezrzeszony, za 2 km policzył sobie 25 PLN), zostawiliśmy rzeczy w hotelu i ruszyliśmy na podbój wrocławskich niebios. Polecam Sky Tower każdemu, kto lubi piękne widoki czy panoramę miasta. My byliśmy zakochani w tym, co ukazało się naszym oczom. Mieliśmy także farta – pogoda tego dnia była cudowna, powietrze przejrzyste, dzięki czemu wszyst

#12. DLACZEGO WARTO MIEĆ KOTA?

Cześć i czołem! Dziś post z mojej ulubionej, kociej kategorii. Będzie on pierwszym – mam nadzieję, że się Wam spodoba. Równocześnie, już na wstępie, chcę zaznaczyć, iż nie jest on tylko mojego autorstwa – swego czasu, na grupie Koty - nasza pasja. Kochamy,dbamy, bronimy , (do której serdecznie zapraszam wszystkich – zarówno miłośników kotowatych, jak i osoby, które pragną dowiedzieć się czegoś ciekawego) również spytałam, dlaczego warto mieć kota. Chciałabym, aby te kocie tematy nie były tylko moje ale również chociaż troszeczkę osób, które mają naprawdę olbrzymią wiedzę na ich temat. Acha. Od razu zaznaczam. Kocham wszystkie zwierzęta. WSZYSTKIE. Ale jestem kociarą . Nie psiarą. Nie chomikarą. Nie miłośniczką do nieskończoności innych zwierząt. Tak więc post ten będzie dotyczył TYLKO I WYŁĄCZNIE kotów. Na fotografiach oczywiście moje kotowate. Dlaczego warto mieć kota (jakby kogoś w ogóle trzeba było przekonywać…;)): 1.       Koty uczą pokory. Nie przybiega

#51. DOLINA PIĘCIU STAWÓW PO RAZ PIERWSZY - UMIERAJĄC NA SZLAKU... ;)

Hola :) Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą samodzielnie zaplanowaną, zeszłoroczną wyprawą w góry – 20 lipca 2017 do Doliny Pięciu Stawów . I od razu na wstępie zaznaczę, że jeszcze nigdy nie dostałam po dupie tak, jak wtedy . Generalnie Dolina Pięciu Stawów marzyła mi się już od kilku lat. Gdzieś w internecie natknęłam się na relacje z tej trasy, urzekły mnie zdjęcia i pełne zachwytu opisy. Naczytałam się, że trasa jest przyjemnie prosta, przyjemna i obfituje w boskie przeżycia wizualne. Byłam tak zaaferowana, że mało brakowało, a wybrałabym się tam pół roku wcześniej – w zimie ! O, ja głupia … Wyprawa do Doliny Pięciu Stawów zweryfikowała moją wiedzę, mój zapał i przede wszystkim – mój dystans i respekt do gór. Zaczęło się niewinnie – od ponad godzinnego krążenia w okolicy parkingów i szukania wolnego miejsca do zaparkowania, co bardzo opóźniło całą wyprawę. Potem podróż asfaltem ponad 3 km żeby dojść do Palenicy… Bilety kupiliśmy ok. 11. Abstrahując… Kolejka do prz