Nie ma lepszego miejsca na reset niż Tatry. Kiedy w październiku zeszłego roku miałam już wszystkiego serdecznie dość i byłam bardzo, bardzo przebodźcowana, nie pozostało mi nic innego, jak wybrać urlop, spakować plecak i ruszyć na podbój Podhala. Częściowo, po raz pierwszy, także solo. To miał być czas na podładowanie baterii i stuprocentowy selfcare. 😊 Będzie też parę polecajek jedzeniowych oraz noclegowych. Ruszyliśmy z Krakowa z samego rana i o 8 zameldowaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie w trójkę – tj. ja, P. oraz nasz kumpel Kingu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów Mickiewicza, by przy nich odbić na szlak zielony, dobrze znaną nam trasą w kierunku Pięciu Stawów Polskich (o których dwukrotnie pisałam już TU i TU ). Pogoda była wspaniała – raz słońce, raz chmury, na niebie odbywał się prawdziwy spektakl. Sama wędrówka minęła spokojnie, leniwie i bez większych problemów, jedynie na górze nas mocno wywiało i było chłodno. Widoki jednak, jak zwyk...
Hola!
To aż trudne do uwierzenia, jak listopadowa pogoda nas w ostatnim
czasie rozpieszcza, grzechem więc byłoby z niej nie skorzystać.
W moim życiu ostatnio sporo się dzieje, a już ostatnie dwa
tygodnie były naprawdę ciężkie, żeby nie powiedzieć – koszmarne. Potrzebowałam
oddechu, dystansu, oderwania się od rzeczywistości, spokoju…
A gdzie tego nie znajdę, jeśli nie w ukochanych Tatrach? Do tego w cudownych towarzystwie
przyjaciółki?
Tutaj nie było się nad czym zastanawiać! Udało nam się załatwić wolne,
a więc spakowałyśmy manatki i w drogę! Ze względu a brak transportu, wybrałyśmy
się autobusem – Szwagropolem – startującym z dworca głównego o 6:10. W
Zakopanem byłyśmy po 8. Jesienią zmierzch zapada w Tatrach szybko, dlatego też
za cel obrałyśmy sobie trasę łatwą ale widokową. Nie ukrywam, że
zastanawiałyśmy się jeszcze nad Morskim Okiem, ale ostatecznie decyzja padła na
Rusinową Polanę wraz z Gęsią Szyją. Wycieczka miała być dla
nas odpoczynkiem, oddechem od codziennego życia i jego zmartwień, nie chciałyśmy
się spieszyć, zrezygnowałyśmy więc z innych, nieco trudniejszych szlaków.
Taką samą trasę obraliśmy w lutym, jednak wtedy gęsta mgła
zasłaniała niemal wszystko. Możecie o tym poczytać TUTAJ. Na Rusinową
wróciliśmy także w kwietniu – tym razem pogoda dopisała, no ale na Gęsią nie
było czasu, panorama z niej widoczna musiała więc poczekać aż do listopada (hahaha, jak sami widzicie, na Rusinowej nie byłam jedynie latem :D).
Ale, jak wtedy pisałam – co się odwlecze to nie uciecze :) I tak też się stało.
Zapraszam Was na relację fotograficzną z tego wypadu.
Za zdjęcia mej osoby oraz wspaniałe towarzystwo dziękuję Dariuszce
♥
Nasza trasa:
Pierwsze widoki.
Czy to na pewno jesień?
Z każdym krokiem coraz piękniej…
Spojrzenie na Nowy Wierch, Murań, Harwań, Płaczliwą Skałę i Szalony Wierch. Przepiękne kolory.
Dotarłyśmy!
Spojrzenie na kolejną część naszej trasy...
Bajeczna panorama z Rusinowej. Widzimy Wierch Skałki, Jagnięcy Szczyt, Kołowy Szczyt, Czarny Szczyt, Baranie Rogi, Śnieżny Szczyt, Lodowy Szczyt, Czerwoną Skałę, Holicę, Szeroką Jaworzyńską, Chorwacki Upłaz, Spismichałową Czubę, Gerlach, Batyżowiecki Szczyt, Zmarzły Szczyt, Kończystą, Młynarz, Ganek, Wysoką i na samym końcu, urwane - Rysy.:)
Nie ma czasu na odpoczynek! Idziemy dalej! Cel - Gęsia Szyja! PS: Żartowałam, na Rusinowej usiadłyśmy na ławeczkach i zjadłyśmy drugie śniadanie :)
Spojrzenie w tył. Widok Nowego Wierchu, Murania, Harwania i Płaczliwej Skały towarzyszył nam przez sporą część wędrówki. No piękne są, takie jesienne...
Wspinamy się, wspinamy...
I kolejne ujęcia na naszych ulubieńców! Warun idealny!!!
Ostatnia prosta...
I oto ona! Gęsia Szyja!
Widoki zapierające dech w piersiach... I pomyśleć, że tyle nas ominęło w lutym :-)
Oto i one - po prawej stronie - Rysy. Obok, bardziej strzelista Wysoka.
W górach ludzie są inni. Życzliwsi. Bardziej otwarci. Podczas
naszego odpoczynku na Gęsiej (prawie godzinę byłyśmy same!) dotarły do nas dwie
osoby – pani Stanisława mieszkająca nieopodal i pan Krzysztof z Helu, z którymi
dość długo rozmawiałyśmy – o górskich doświadczeniach, planach, nawet o
chorobach ;) Obejrzałyśmy super zdjęcia z Giewontu a nawet… Wymieniłyśmy się
numerami z panią Stanisławą, która z chęcią wybierze się z nami na kolejną
wycieczkę. Ach… Zapomniałam wspomnieć – nasi nowi znajomi byli w okolicy
pięćdziesiątki :)
Dzielny, rudy wędrowiec :D Za fotografie dziękuję Dariuszce ♥
Na Gęsiej Szyi spędziłyśmy sporo czasu. Teraz czeka nas droga w dół.
Słoneczko powoli zachodzi.
Muszę się pochwalić – to była pierwsza wyprawa, podczas której
doskonale wiedziałam na które szczyty patrzyłam. A to wszystko dzięki mapie, w
której znajdowały się także opisy panoram. Rewelacyjna sprawa! (na fotografii nie zmieściły się wszystkie nazwy, zaznaczyłam najważniejsze :)).
Gerlach w chmurach ♥
I jeszcze zbliżenie na Gerlach w chmurach.
Nowy kolega dzielnie dotrzymywał mi towarzystwa, kiedy Dariuszka poszła do kapliczki.
Gerlach po raz enty. Nic nie poradzę, jest tak piękny i majestatyczny...
Rusinowa i Gęsia były jednymi z pierwszych celó w Tatrach :) pozostał sentyment i te widoki z Rusinowej - coś pięknego!
OdpowiedzUsuńkto by pomyślał, że za taki minimum wysiłku można dostać tak wiele :-)
UsuńJa w tym roku byłam tam już trzeci raz :D
Uwilebiam te miejsca :-). Są piękne! Ja byłam wiosną ale i zimą :-)
OdpowiedzUsuńrównież byliśmy zimą, ale akurat była straszna mgła :-)
UsuńNiesamowita mamy jesień w tym roku! Grzechem byłoby narzekać
OdpowiedzUsuńTak, pogoda jest bajeczna, idealna na takie wędrowanie. A Tatry są piękne, nie tylko jesienią!
OdpowiedzUsuńNo i super ze wypad sięudał :)
OdpowiedzUsuńGóry, góry :-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i piękną pogodę mieliście jak na tę porę roku "-)
Pozazdrościć...
Jeszcze nigdy nie wędrowałam po górach jesienią, teraz widzę, że mam czego żałować!
OdpowiedzUsuńAleż to musiał być przyjemny dzięń!
OdpowiedzUsuńbył zdecydowanie :)
Usuń